wtorek, 22 października 2013

Rozdział 15.

Ten rozdział będzie trochę inny, bo z przeszłości Miley. Przepraszam za tak długa przerwę, ale zupełny brak weny :(
Nie za bardzo podoba mi się ten rozdział, ale wy oceńcie <3
A teraz zapraszam <3
***
-Wiesz, że cię kocham?- zapytał James. trochę mnie to zdziwiło- Jak siostrzyczkę. Jesteś taka drobna i martwię się o ciebie.
-Ja tez cię w taki sposób kocham. Jesteś moim starszym bratem i zależy mi na twojej opinii.
-Opowiedz mi coś więcej o sobie. Powiedz jak to było z tymi ludźmi.
fala wspomnień napełniła moją głowę. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w tors chłopaka.

Denerwujący wiatr cały czas zrzucał mój kaptur, a nieznośne krople deszczu opadały na moją twarz. Za każdym razem, gdy weszłam w kałuże do moich butów wlewały się litry wody.
Idealna pogoda na taką sytuację.
Podążałam ciemną ulicą. Nie było tu żadnych świateł.
Ludzie na ogół by się bali.
Ale nie ja.
Ja nic nie czułam.
Odkąd umarli moi rodzice wszystko było mi obojętne. Nie obchodziło mnie to, że nie mam kontaktu z moja siostrą. Ani to, że dziadek się o mnie martwi. A tym bardziej szkoła. Chodziłam do niej, miałam oceny wyższe od "F", więc spokojnie mogłam zdawać.
Teraz liczyło się to, żeby ludzie poczuli mój ból.
Ale, żebym to mogła zrobić muszę mieć sojuszników.
A żeby mieć sojuszników, trzeba się poświęcić.
Kopnęłam sztuczne liście na bok i zdjęłam plastikową osłonkę znad wejścia. Jak weszłam szybko wszystko ustawiłam na miejsce i zeskoczyłam ze stopnia na ziemię. Ruszyłam kawałek dalej i znalazłam latarkę, która zawsze leżała w tym samym miejscu. Włączyłam światło i znalazłam się przy schodach. Na dole paliło się wiele świeczek. Zbiegłam po schodach i zobaczyłam wszystkich moich "znajomych". Uśmiechnęłam się sztucznie i usiadłam między Alexis, a Megan. Wszyscy mieli na sobie czarne spodnie i bordowe koszulki. Na szyi każdego z nich wisiał łańcuszek z gwiazdą na końcu. Spojrzałam się na wielki świecznik, gdzie znajdowało się 24 podłużne świeczki i jedna największa. Przełknęłam ślinę i spojrzałam się na dziewczyny. Alexis wyjęła dłut zza ławki i przymocowała do niego metalową gwiazdę.
-Gotowa?- zapytała, a ja tylko kiwnęłam głową. Megan wzięłam od niej metalowy pręt i zaczęła rozpalać nad świeczkami.
-Trochę cię wtajemniczyliśmy w naszą historię, ale teraz usłyszysz wszystko dokładnie.
-Byle szybko, chce to mieć za sobą.- mruknęłam zniecierpliwiona.
-Każdy z nas jest tutaj z przykrego powodu. Odtrącenie, kłamstwo, problemy, uzależnienia, śmierć.... Nikt, oprócz nas tutaj zgromadzonych, nie rozumie naszego cierpienia. Wiec dlaczego my tylko mamy cierpieć? Inni też powinni poczuć jaki to ból stracić kogoś kogo się kocha. Lub coś co dla niego jest najważniejsze. Ale to tylko ból psychiczny. Najgorszy z możliwych bóli. Jeśli chcesz być jedną z nas, musisz też wiedzieć co to jest cierpienie fizyczne.- Alexis pochyliła się nade mną i spojrzała mi prosto w oczy- Teraz zostaniesz naznaczona i dzięki temu będziesz oficjalnie uznana za najbardziej cierpiącą osobę. 
-Chcę tego...
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszymy, że z nami będziesz.- powiedziała i mnie przytuliła. Była dla mnie jedynym wsparciem.Ona i Megan. Mruknęła coś do chłopaków siedzących po bokach. Nagle ktoś zawiązał mi oczy i nie widziałam już nic. Poczułam tylko ręce zaciskające się na moich nadgarstkach. 
Nie miotałam się. Nie rzucałam. Nie krzyczałam. Miałam wszystko po prostu gdzieś. 
Nagle jedna z rak przesunęła się na dłoń, a druga na ramię. Po chwili skwierczący  rozpalony metal dotknął mojej skóry wypalając bliznę na całe życie. 


-Nacierpiałaś się wiele.
-Wiem o tym.
-Co było dalej?- nie dawał za wygraną. Nadal nie mogłam spojrzeć w jego oczy.


-Już po wszystkim.- szepnęła mi Megan na ucho. Ktoś rozwiązał mi opaskę. Zaczęłam szybko mrugać oczami hamując łzy bólu i złości. Byłam na siebie wściekła, że dałam sobie to zrobić. Jakaś dziewczyna, której nadal nie pamiętałam imienia, założyła mi bandaż. Gdy skończyła  to szybko wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
-Gdzie idziesz?- zawołał ktoś za mną.
-Już po wszystkim. Jutro się spotkamy.- wskoczyłam po schodkach i doszłam do bramy. Po cichu wyszłam stamtąd i udałam się na tą uliczkę. 
Teraz zimne krople ochładzały moją twarz. Były jak kojąca maść na moje oparzenie. Woda w butach dawała poczucie ulgi i wszystko stało się takie ważne. Zrozumiałam, że potrzebuję kogoś kto mi pomoże w każdej sytuacji nie sprawiając mi bólu, ani nie wymagając niczego w zamian. 

-To było moje największe marzenie. Pokochać osobę, która zawsze mnie będzie wspierać.- skończyłam swoją opowieść.
-Tym kimś jest twój dziadek?- zapytał nie stąd, ni zowąd.
-Nie.- mruknęłam- to ty- dodałam po dłuższej chwili i mocniej go przytuliłam. 

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 14.

Przekręcałam się z boku na bok. Nie mogłam usnąć będąc w pustym pokoju. Próbowałam przytulić się do poduszki, ale to na nic.
Nagle w pokoju zrobiło się zupełnie jasno, a po kilku sekundach rozległ się dźwięk grzmotu.
No pięknie, jeszcze tylko mi burzy brakowało!
Przeraźliwie bałam się błyskawic. Kolejna jasna kreska przeszyła ciemne niebo, na które z wielkim uwielbieniem patrzyłam co noc. Gęsia skórka zaszczyciła obecnością moje ręce, a delikatne mrowienie przeszyło moje plecy wzdłuż kręgosłupa.
Ja tak nie wytrzymam!
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.Leżę tu od 20 minut, a znalazłam sobie więcej problemów niż w ciągu całego tygodnia.
Wstałam i wyjrzałam przez drzwi. Panowała tu taka błoga cisza.Wyszłam na korytarz i zajrzałam do pokoju obok. James lekko pochrapywał lżąc na boku, plecami do mnie. Pewnie nie zauważy jak się obok niego położę.
Podeszłam na palcach do jego łóżka i szybko wślizgnęłam się pod kołdrę. Nasze plecy przywierały do siebie, a mnie kamień spadł z serca. Ulga była chwilowa, bo Maslow zaraz się odwrócił i położył rękę na moim ramieniu. Wstrzymałam oddech. Po chwili usłyszałam cichy śmiech. James przygarnął mnie bliżej siebie, tak że czułam jego muskularną klatkę przez cienką, bawełnianą koszulkę.  Mimo wszystko bezpieczniej się czułam w jego gorących objęciach, niż sama w pokoju.
-Stęskniłaś się?- zapytał. Wiedziałam, że się uśmiecha.
Krople deszczu stukające w parapet i okno nadal nie dawały mi spokoju, a na dźwięk grzmotu ciarki mnie przeszły.
-Czyli jednak nie tęskniłaś tylko się bałaś.- powiedział ledwo co wstrzymując śmiech.
-Możesz śmiać się do woli, ale mnie to nie ruszy. A teraz dobranoc, pchły na noc, karaluchy do poduchy.- wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy. James położył głowę na moim ramieniu i głośno wciągnął powietrze. W głębi duszy przewróciłam oczami- Jeśli temu szybciej zaśniesz to powiem ci, że stęskniłam się za twoim zapachem. Te perfumy uzależniają.
On odsunął się na pewną odległość i spojrzał na mnie, po czym z wielkim uśmiechem na twarzy wrócił do poprzedniej pozycji.
-To wąchaj sobie ile chcesz. Mnie to nie przeszkadza.- mruknął i po chwili znowu zaczął pochrapywać.
Jeszcze razy poprawiłam się na łóżku i mocniej przywarłam do Maslow'a. Teraz błyskawice nie były tak przerażające.
****
Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Zacisnęłam mocniej powieki i okryłam się kołdrą. Ale coś tu byli nie tak...
Przecież James spał od strony okna. A na pewno był większy ode mnie i zakryłby choć trochę moją twarz przed nieznośnymi promieniami. Z niechęcią otworzyłam oczy i ujrzałam Maslowa siedzącego na fotelu.
-Może byłbyś tak miły i zasłoniłbyś roletę?
-Nie.- odpowiedział.
Siedział już w ubraniach, oparty o swoje dłonie i wpatrywał się swoimi cudownymi oczami we mnie. Trochę mnie to denerwowało, więc wstałam i lekko wkurzona podeszłam do okna.
-Tu nie ma zasłonek...- skomentowałam.
-No właśnie. A skoro wstałaś... chodź na śniadanie.- pociągnął mnie za rękę i razem poszliśmy do salonu. Na stole leżały naleśniki z syropem klonowym, sałatka owocowa, jajecznica, kawałek sernika, sok pomarańczowy i herbata.- Nie wiedziałem na co masz ochotę.- zaczął z zażenowaniem drapać się po głowie.
-Na wszystko...- powiedziała i zabrałam się do jajecznicy.- MNIAM!
-NA zdrowie.- zaśmiał się.
-Miałeś mi powiedzieć dlaczego płakałeś.- zdołałam wykrztusić między kęsami chleba razowego.
-Oh... no wiesz. Najpierw gdy cię zobaczyłem trochę się wkurzyłem. Przypomniała mi się nasza ostatnia kłótnia. Potem ty przerażona wyszłaś z tymi dziewczynami, a moje serce zaczęło szybciej bić. Bałem się, że coś ci zrobią. Wyglądały na starsze i na takie, które nie działają same. Więc tak tylko skończyła się melodia wybiegłem stamtąd przepychając się między innymi. W sercu czułem ucisk i zacząłem płakać, bo nie wiedziałem czy gdzieś daleko cię już nie zabrały. Wybiegłem i usłyszałem czyjś śmiech. No i tak cię znalazłem.
Małe chochliki zaczęły tańczyć tango z motylkami w moim brzuchu. Było to bardzo urocze. Nigdy nie wdziałam, jak ktoś się tak mną przejmował.
-Dziękuję.- odłożyłam wszystko na talerz i usiadłam mu na kolana.-Bardzo.- mocno zacisnęłam ręce na jego szyi i trwaliśmy tak przez kilka minut.