sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 8.

Hahahaha dobił mnie jeden komentarz. Mam wenę, więc szybko napiszę i dodam ten rozdział :P Na razie nie będzie zdjęć :(
I zawsze na początku będę dodawała odpowiedzi na wasze komentarze. Cieszę się że ktoś zadał pytanie w innej zakładce :D
Looknijcie jaki filmik znalazłam ;x
ⒶⓃⒼ: na bloga chętnie zajrzę. Już do zakładek dostałam ^^ Musiałam to zrobić. Och pocałować Jamesa. Ale na serio: po przyjacielsku, tak jak ja z koleżankami na obozie :P Odpowiedziałam na twoje pytanie ;)
Lena Angeles: Jak coś to ci będę przypominać.
Anonimku: Dziękuję :* Jeśli będziesz stałą czytelniczką, to podpisuj się, proszę <3 Bo potem piszę podziękowania. Wiesz ni musisz zakładać konta, ale wymyśl sobie jakąś nazwę ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeśli chcecie być powiadamiani o nowych rozdziałach piszcie pod któryś z tych numerów:
służbowy: 47527287
prywatny:74568094
Zajrzyjcie do zakładki SPAM, proszę :*
Zapraszam na 8 <3
*********
Wyszliśmy z sali. Byłam trochę zdziwiona tym moim odważnym wyczynem. Pocałowałam Jamesa, mimo że przed wszystkimi wyznaję że go nie lubię. Choć w pewnym stopniu tak jest.
Skoro tak jest to po co go całowałaś?
Z przypływu szczęścia.
A może ci się podoba?
Yyy? No chyba raczej nie.
-Ej co nic nie mówisz?- zaśmiał się Maslow.
-Kłócę się. odparłam szczerze, a on parsknął śmiechem.
-Z kim? A przede wszystkim o czym?
-Ze sobą. Wiesz: taka normalna ja. - odpowiedziałam, mając nadzieję, że nie dopyta się o szczegóły.
-Tez mam tak często. Wewnętrzna kłótnia, o to co powinno się zrobić, a co nie.
Na moje szczęście nic więcej nie mówił. Udaliśmy się na stołówkę i zaczęliśmy iść w kierunku ostatniej ławki. Nagle jakaś blondynka zawołała:
-Hej, James. Może usiądziesz z nami, a nie zadajesz się z taką złodziejką jak ona?
Więc o to chodziło. Od początku mieli mi za złe ten poprawczak.
-Wiesz. Wolę z nią usiąść.- mruknął i chciał iść dalej, lecz tamta do nas podbiegła i pociągnęła go za rękę. Ja szłam dalej.
-Niech sobie idzie. Ona po prostu chce się z tobą zadawać, aby zdobyć reputację. Wiesz jakie są takie złodziejki?
-Ja nie kradnę.- wycedziłam przez zamknięte zęby. Postawiłam tackę na stoliku obok i odwróciłam się. Stanęłam przed nią i spojrzałam jej w oczy.
-Masz coś do mnie?!
-Tak. Jesteś zwykłą suką. Wykorzystujesz to, że jesteś z nim w parze, żeby zdobyć sławę.
-A ty jesteś dziwką i przeleciałaś każdego w tej szkole, mimo, że jesteś rok młodsza ode mnie!
-A co? Ty pewnie nie jesteś lepsza. Z chęcią byś rozkochała w sobie Jamesa, i okradła to co ma.
-Jakoś byłam u niego i jeszcze ma wszystko!
-Jesteś tego pewna?
-Tak! Jestem tego pewna!- może nie do końca, bo wysłałam spojrzenie Jamesowi- Może popełniam błędy, bo jestem tylko człowiekiem! A ty? Jesteś bezdusznym ciałem, który wszystkich wykorzystuje. Jesteś w tej szkole bo masz kasę. Choć nie sądzę, że tylko to sprawiło, że przechodzisz do kolejnych klas. Zapewne dałaś dupy dyrektorowi.
-A jeśli nawet, to co? Zrobisz mi coś?
-A to, że wszystko nagrałam.
Zawsze noszę włączony dyktafon w kieszeni. Odkąd dziewczyny mi groziły. Nie miałam dowodów, żeby zgłosić to na policję, więc się bałam. Wtedy zaczęłam nosić wszędzie włączony telefon z nagrywaniem, albo zwykły dyktafon. Blondynie mina zeszła i odsunęła się na krok.
-I co z tym zrobisz? Moim rodzicom pokażesz?
-Kuratorium. Oni się tobą zajmą. I cieszę się, że dyrektor się zmienił w ty roku, bo ten poprzedni był chujowy.- uśmiechnęłam się sztucznie. Molly, czy jakoś tak, tupnęła noga i się odwróciła. Chciała odejść, lecz gwałtownie się zatrzymała. Poderwała z jakiejś tacki nóż i skierowała się w moją stronę. Już nacelowała na moją szyję, gdy nagle jej dłoń zawisła w powietrzu. Otworzyłam wpółprzymknięte oczy i zobaczyłam jak James trzyma ją za rekach i ostrożnie wyjmuje jej nóż z rąk.
-Nie biję dziewczyn, ale jeśli raz powtórzysz takie coś, to pomyślę, żeby zrobić wyjątek nad tą zasadą.- mruknął do niej, wziął swoje jedzenie, a potem moje. Podał mi rękę i w ciszy ruszyliśmy do stolika. Usiadłam szybko tyłem do reszty uczniów i wzięłam do ręki puszkę. Wzięłam kilka dużych łyków i odstawiłam ją z powrotem.
-Nienawidzę jej.- mruknęłam- Tak w ogóle to nienawidzę wszystkich ludzi. Oprócz mojego dziadka. I mojej siostry, której dawno nie wdziałam.
-Mnie też?
Ciebie nie. Ciebie tak połowniczo. Albo tak mi się zdaję.
-Mnie tez?- powtórzył pytanie.
-Ciebie może nie. Ale ci nie ufam. Myślę, że nikomu już nie zaufam.
-Dlaczego?
-Zobacz jacy ludzie mogą okazać się dwulicowi.- mówiłam normalnie, ale że panowała niezręczna cisza większość ludzi mnie słyszała.- Są chamscy, napuszeni, prostaccy. Wydzielają komuś role w życiu i nie pozwalają mu być sobą.
-Nawet ja?! Powinnaś wiedzieć, że taki nie jestem!-krzyknął- A nawet jeśli mnie nie znasz, to mnie nie oceniaj.
-Uważam, że wszyscy tacy są.
-Nawet ty?!
-Nawet ja!
-To co powiesz. Kim jestem dla ciebie? Kolegą, znajomym, osobą z która robisz projekt, kimś do kogo udajesz. A może jakąś inną rolę dasz mi w swoim scenariuszu?
-Podobno chcesz być aktorem, więc dla ciebie to nie problem.- mina mu zeszła. Gwałtownie wstał wziął tacę i ruszył do innego stolika. Dzięki Bogu nie usiadł z Molly.
No i co ja narobiłam?
Aferę. Z niczego. Nie dość, że mnie bronił to jeszcze go obraziłam.
Ale czy właśnie nie był taki zamiar?
Żeby odsunął się ode mnie? Zraził? Przestał zadawać.
Może on się zakochał? Tak to by nie chciał mnie pocałować.
Może znaczę dla niego coś więcej? Może on mnie rozumie? Może powinnam mu zaufać...?
******
CZYTASZ=KOMENTUJESZ.

Rozdział 7.

Sporo mnie nie było. Byłam z tatą za granicą i nie miałam kiedy napisać rozdziału. Ten będzie taki trochę nudny, ale postaram się jeszcze dziś coś dodać, oczywiście jak będą komentarze.U mnie na stronie szkoły jest już plan lekcji. W soboty/niedzielę dodaję rozdziały na tego bloga. A na bloga z Julka jeszcze ustalimy, kiedy ona, kiedy ja. Ale prawdopodobnie we wtorki. Tak patrzę na mój plan i myślę: co powiecie na czwartki? Pod warunkiem, że będą komentarze ^^ Bardzo się cieszę, bo pod 6 były aż 4 <3. Mam nadzieję, że zajrzycie też na moje inne blog, których są linki. Jeden dotyczy BTR, a drugi tak nie za bardzo :) Tam są tylko ich imiona i zdjęcia. Ale to zupeeeełnie coś innego. Soooł:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ. WAŻNE, ŻEBYM DALEJ PROWADZIŁA TEGO BLOGA ;) 
Napiszcie czy pasują wam czwartki.
Daria Rusher-Maslower: Pff pewka, że nie będzie mi przeszkadzać ;D Jeszcze będę może miała więcej czytelników?
Lena Angeles: mogłabyś się trochę rozpisać :P Znam cię (albo mi się tak zdaje xD) i możesz ocenić :D
Alexa Maslow: Zajrzałam do ciebie, a to nowa notka!!!
ⒶⓃⒼ: no mieli ciężko, o to własnie chodzi. Wszystkim się wydaję, że idzie w dobrym kierunku, ale uwierz mi: nie będzie tak kolorowo ^^ Uwielbiam mieć władzę w blogach, i dzięki temu radośnie będzie dopiero na koniec. W 76 rozdziale :P Z chęcią zajrzę na blogi ^^
A teraz miłego czytania kochane :*
PS: Jeśli chcecie być powiadamiane o nowych rozdziałach lub macie jakies pomysły piszcie na ten numer:
47527287
**********
Własnie skończyliśmy opowiadać o naszym projekcie na historię. Nauczyciel wpatrywał się w nas swoim świdrującym wzrokiem. Trochę się stresowałam. Od tego zależy ostatni rok mojej nauki. Znaczy... między innymi.
-Dziękuje. Możecie usiąść.- powiedział po jakiś 5 minutach natarczywego wpatrywania się w nas. Miałam spocone ręce, więc kartki przyklejały mi się do dłoni. James ściągnął planszę z tablicy, a ja wyłączyłam rzutnik. Usiedliśmy na swoich miejscach. W klasie panowała niezręczna cisza, którą nagle przerwał profesor:
-Oceny wam podam na koniec. A teraz przejdźmy do tematu lekcji...
No super. 30 minut siedzenia w niepewności. Spojrzałam się na Maslow'a. Było widać, że też się stresuje. Patrzył się przed siebie zamyślonym wzrokiem. Czasem się zastanawiam nad czym on się tak zastanawia. Miał minę taką samą, jak wtedy gdy powiedziałabym mu o wypalonej bliźnie. Gdybym mogła czytać cudze myśli...
Wyciągnęłam rękę i założyłam mu włosy za ucho. On się tylko wzdrygnął i spojrzał na mnie.
-Chyba nie jestem, aż taka przerażająca, co?
-Nie- mruknął- nie jesteś...- uśmiechnął się blado. Jego oczy wyrażały smutek. Po chwili znowu spojrzał w tamto miejsce i na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
I kto mówi, że kobiety jest trudno zrozumieć?!
-Po prostu wyobraziłem sobie, że dostajemy najlepszą ocenę w klasie. Że nasz projekt był najlepszy i mamy go zaprezentować przed całą szkołą... - cały czas się śmiał, a ja wpatrywałam się w niego zdziwionym wzrokiem. To dlaczego był smutny. Nagle zakrył białe ząbki, a z oczu zniknęły ogniki radości i dumy. Znowu był rozczarowany.- Ale wyobraziłem też sobie, że moi rodzice są szczęśliwi. Że mi gratulują. Jak tata mówi "dobra robota synu", a mama ma łzy w oczach. Jak Maya rzuca mi się na szyję i mocno przytula. "Chciałabym być taka jak mój braciszek". Kiedyś tak mówiła wszystkim ludziom, którzy się jej pytali co będzie robić. 
Żal ścisnął mi żołądek. Nie mogłam wydobyć żadnego słowa. Wiedziałam, że takie wyobrażenia czynią cię zupełnie innym człowiekiem. Wtedy zapominasz o tym co złego zrobiłaś, z kim się pokłóciłaś, kogo zraniłaś. Jesteś osoba, która znajdowała się w twoim sercu przed różnymi katastrofami. -
-Często tak miałam, że wspominam sobie siostrę.- powiedziałam, a on wysłał mi zdumione spojrzenie. 
Chciało mi się płakać. łzy nie są odznaką słabości, tylko wrażliwości i uczuć. Ale ja nie umiałam płakać. Rzadko się wzruszam, choć miałam uczucia. 
Moja siostra. Jest ode mnie 9 lat starsza. Byłyśmy ze sobą bardzo zżyte. Wszędzie chodziłyśmy razem. Kiedy rodzice byli w pracy ona się mną opiekowała, zamiast wychodzić ze znajomymi. Kilka miesięcy przed śmiercią rodziców bardzo się z nimi pokłóciła i wyjechała do Europy. Wiele razy próbowałam z nią rozmawiać. Skontaktować się. Ale odizolowała się od nas. Raz tylko wysłałam jej sms'a o śmierci rodziców. Ona nic nie odpisała. Poczułam się jakby wszystko w moim życiu zniknęło. Siostra, rodzice, szczęście. Od tamtej pory mówię wszystkim, że jestem jedynaczką. No prawie wszystkim...
-Miałaś siostrę? 
-Nadal mam. Znaczy tak mi się wydaję...
-Wydaję ci się? 
-Nie widziałam jej 3 i pół roku. Wyjechała do Hiszpanii i ze mną nie rozmawia. 
-A jak się nazywa, ile ma lat? 
-Nazywa się Misty. Ma 27 lat. 
-Duża różnica...
Potem siedzieliśmy w ciszy resztę lekcji. Tak niespodziewanie zabrzmiał dzwonek. Niespodziewanie, bo myślałam, że jest jeszcze jakieś 10, może nawet 15 minut do przerwy. Wszyscy szybko wyszli w sali, a ja stanęłam przy biurku nauczyciela. James próbował wyjść, lecz ja chrząknęłam i od prędko znalazł się obok mnie. 
-Macie 5.- szybko powiedział profesor. Pisnęłam ze szczęście i rzuciłam się na szyję Jamesowi. On mnie podniósł i zakręcił kilka razy wokół własnej osi. Spojrzałam mu w oczy i lekko cmoknęłam w usta.
-To po przyjacielsku- mruknęłam i się zaśmiałam.
-Dobre i tyle. Kilkanaście dni temu nie chciałaś nawet ze mną rozmawiać. 
-Proszę wyjść z sali i romansować na korytarzu, a najlepiej po lekcjach!- krzyknął pan od historii, a my wybiegliśmy z klasy.

Taki trochę krótki, no ale jest ^^ Mnie się średnio podoba. Taki zwykły nic nie znaczący rozdizał. Po po prostu, żeby nie czekać. Jak będą komentarze będzie jeszcze dzisiaj (lub jutro) 8 ;)
PRZYPOMINAM!
CZYTASZ=KONENTUEJSZ

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 6.

Szłam w kierunku galerii. Cały czas rozmyślając co się stało u James. On na prawdę mnie pocałował? Od 4 dni starłam się go unikać, ale niestety- dziś byłam z nim umówiona do tego cholernego McDonalda. chciał ze mną pogadać. Szczera rozmowa. Przy jedzeniu. To nie jest randka. Jakby to była randka to byś się nie zgodziła, Miley. Ale skąd to wiesz? Może on uważa, że to nie jest zwykłe spotkanie? Ale wtedy nie zabrałby się do fast-food'u.
Palnęłam się w czoło z otwartej dłoni. Kłócenie się ze sobą w myślach. Zawsze spoko. Zobaczyłam jak mój kolega czeka przed wejściem i się rozgląda. Po chwili mnie zauważył i szeroko się uśmiechnął.
-Ślicznie wyglądasz. Uważam, że dziewczyny w sukienkach wyglądają cudownie.
-Dziękuję.- zarumieniłam się i podreptałam w kierunku wejścia. Maslow dołączył do mnie i szliśmy równym tempem obok siebie.
-Gdzie najpierw idziemy?- zapytał.
-Na kawę!- szybko odpowiedziałam i podążyliśmy w lewo, w kierunku fajnej kawiarni. usiadłam na dużym, czarnym fotelu, przy ciemnobrązowym stoliku. Wnętrze miało bezowy kolor, a na nim napisy w kolorze kawy. Spojrzałam na listę.
-Poproszę szarlotkę z bitą śmietaną i cappuccino- oznajmiłam kelnerce.
-Ja to samo- uśmiechnął się do blondynki James.
Po chwili na stoliku leżały dwa talerzyki z ciastem i dwie filiżanki waniliowego napoju. Rozkoszowałam się smakiem bitej śmietany połączonej z czarnym płynem zalewającym mój żołądek. nieświadomie zaczęłam mruczeć.
-Jak kot- mruknął Maslow i wziął kolejną łyżeczkę szarlotki do buzi.
-Po prostu nie znasz uroku tego ciasta- wystawiłam mu język.
-Dobra, dobra. A teraz opowiadaj o tam masz na ręce.- złapał mnie za nadgarstek i podwinął żakiet. Odruchowo odwróciłam wzrok od wypalonej gwiazdy.
-Dlaczego ja mam zaczynać? Może ty pierwszy?- chciałam zmienić temat.
-Ale jak ja powiem to potem ty, okey?
-Okey...
-Obiecujesz?!- naciskał.
-Tak!
-Jak moi rodzice się rozstali to tata nadal kochał moją mamę. Myślał,że jak umrze to lepiej zniesie to na odległość. no, ale on najlepszy w myśleniu nie był. Wprowadziłem się do niego. Dużo pił. Bardzo. Myślałem, że alkohol nie jest zły. Że dla przyjemności nic się nie stanie, jak trochę przedawkujesz. Ale, że wrodziłem się w tatę to się pomyliłem. Chciałem iść na boisko z kolegami, więc zacząłem szukać mojego ojca, żeby go zapytać czy mogę wyjść. Wiesz, chciałem być pewien, ze Maya może zostać pod jego opieką. Poszedłem do piwnicy, bo miał tam sprzątać i zobaczyłem jego ciało...- zaczął ściszać głos, który trochę mu się już podłamał- ...wiszące na sznurze. Wypuściłem piłkę z rak i zapłakany pobiegłem na górę. Wtuliłem się w siostrzyczkę i nie miałem nawet odrobiny odwagi, żeby zadzwonić pomoc.
-Dramatyczne przeżycia- mruknęłam.- Twoja przyrodnia siostra... Maya... ona była córką twojego taty?
-Tak i jego nowej dziewczyny. Nie wzięli ślubu, a jak dowiedziała się o jego śmierci, spakowała rzeczy i wyjechała. Maya i ja zamieszkaliśmy u babci. Przez jakiś czas chodziłem do psychologa. Masakra z tym. Ta facetka była jakaś dziwna. No, ale mniejsza. Jak już ci mówiłem: wrodziłem się w ojca. Więc potem, gdy zmarła Maya to się kompletnie załamałem. Zacząłem pić i palić, nie tylko papierosy. Najpierw z innymi, w grupkach. Potem sam. Szukałem każdego możliwego sposobu, żeby znaleźć choć butelkę piwa, czy jednego papierosa. W końcu babcia z dziadkiem zauważali to wszystko. W szkole pojawiałem się pijany, narajany lub na kacu. Ewentualnie w ogóle mnie tam nie było.
-Dużo cierpiałeś.- zauważyłam.
-Niestety.- zjadł ostatni kawałek ciasta i dopił kawę. Ja już skończyłam, gdy on opowiadał. Wyjął pieniądze z portfela i położył na stoliku.
-Ile mam ci oddać?- zapytałam poważnie, ale on zaczął się śmiać.
-Chyba coś ci się w głowie poprzewracało. Nie będziesz mi oddawać.
-Po pierwsze: nie lubię, gdy ktoś mi rozkazuje. Po drugie: to nie jest randka, żebyś za mnie płacił. Po trzecie: nawet jeśli byłaby to randka, nigdy nie pozwalam chłopakom płacić za siebie.
-Ale pozwól mi być gentlemanem.- mruknął wrogo. Przez chwilę popatrzyliśmy na siebie, po czym on jak gdyby nigdy nic roześmiał się i wstał. Podążyłam za nim.-Masz ochotę jeszcze na tego Maca?- zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową. Udaliśmy się do kasy i spojrzałam na menu, udając że wybieram. Zawsze zamawiałam to samo.
-Co będziesz jadła?- zapytał James.
-2 cheeseburgery, shake waniliowy, duże frytki.- uśmiechnęłam się, po czy pospiesznie dodałam- Ale na mój własny rachunek. tu już nie płacisz.
-Nie bój się, wszystko zapamiętałem.- wystawił mi język i gestem dłoni wskazał mi miejsce gdzie mam usiąść. Czekałam ok. 30 minut i dołączył do mnie mój kolega. Od razu złapałam się za frytki.
-To teraz twoje kolej- powiedział między kęsami, jedzonej przez niego tortilli.
-No dobrze.-zamyśliłam się. Co mu mogę powiedzieć. - Po tym jak moi rodzice umarli, całe szczęście ze mnie zniknęło. Wszystko się zmieniło. Moje wspaniałe "koleżanki" zaczęły mnie pocieszać. Powiedziały, że jak do nich dołączę, to zapomnę o stracie. Ale ich gang miał zasadę. Każdy nowy członek musi rozumieć co to ból. Jedni mieli wycinani żyletkami ten znak- wskazałam na mój nadgarstek- inni przeciętą wargę. Z tym samym znakiem. A ja, chyba miałam najgorzej. Żelazo było rozpalone do wysokiej temperatury, a potem przyłożone do mojej skóry. Trzymali mi tak ok. 3 minut. Chodziłam chyba miesiąc w bandażu. Teraz została tylko blizna.-oderwałam wzrok od mojej tacki. Jego oczy były szkliste i nieobecne, usta zacisnęły się w wąską linie, a ręka z jedzeniem zamarła w połowie drogi do ust. - Hej?! Był minęło. Nie przejmuj się mną. to było na moją odpowiedzialność.
-Ale jak można tak traktować człowieka?!- zapytał z niedowierzaniem.- Ja myślałem, że to ja tyle ścierpiałem, a tu po kilku twoich słowach uważam że ja to przy tobie pikuś.
-Każdy cierpi na swój sposób. Fizyczne i duchowe, każde boli. Tylko w jednym zostają ślady wewnętrzne, a w drugim zewnętrzne.
-Dobrze, ale mów dalej. Dlaczego trafiłaś do poprawczaka?
-W końcu zdobyłam respekt w tej grupie. Dwie najstarsze dziewczyny, Megan i Alexis jakby jej przewodniczyły. Planowały napad na sklep z markową odzieżą. Chciały ukraś pieniądze. Ja stałam na czatach. Nagle rozległ się alarm i zaczęłyśmy uciekać. No ale niestety złapali nas. Najpierw powiedziałam to co tobie, tylko bardziej szczegółowo, ale potem one mi zagroziły, więc zmieniłam zeznania i mam spokój. Uwolniłam się od nich.
Maslow się zamyśli. Resztę czasu rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie. Potem odwiózł mnie do domu i pocałował w policzek. Trochę mnie to zdziwiło. Jak tylko odjechał wytarłam go ręką i wbiegłam na górę.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 5.

-Dziadku! Po szkole idę do Jamesa. Skończymy ten projekt na angielski.
-Dobrze. Tylko nie wracaj późno.- ucałowałam go w policzek i wyszłam przed dom. Otwierając bramę zauważyłam, że po drugiej stronie stoi samochód Maslow'a. Westchnęłam zrezygnowana. Zaczęłam iść w kierunku szkoły, a samochód ruszył. Jego właściciel uchylił szybę i zawołał:
-Smiley! Właź do środka.
-Ile razy mam ci mówić, że nie jestem Smiley?!- stanęłam i warknęłam na niego.
-Dobrze, dobrze. Nie gniewaj się. No ale wejdź już.- zrobił minę psiaka, który narobił na dywan i chce uniknąć kary. Przewróciłam oczami i wsiadłam na tylne siedzenia.- Co tak się ode mnie oddalasz?
-Bo wysiądę trochę wcześniej. Nie chcę, żeby dziewczyny truły mi dupę, że się z tobą zadaję i chcę być popularna.
-Nie przesadzaj już tak. - uśmiechnął się.
Dalszą drogę jechaliśmy w ciszy i po kilku minutach znaleźliśmy się przed szkołą. Przełknęłam ślinę i szybko wysiadłam. Pobiegłam w kierunku budynku i znalazłam swoją salę. Oto co mi może poprawić humor: francuski! Uśmiechnęłam się w duchu. Spojrzałam na gablotkę wiszącą na przeciw drzwi. Laureaci konkursów, projekty, zajęcia wyrównawcze i kółko zainteresowań... Warto się zapisać. Szybko wyjęłam długopis i namazałam jak kura pazurem w zeszycie. Gdy stałam przed plakatami, ktoś położył ręce na moim ramieniu. Podskoczyłam ze strachu. Usłyszałam śmiech mojego projektowego partnera. Odwróciłam się i zmroziłam go wzrokiem.
-Bawi cię to?- zapytałam, mimo iż on nie przestał się śmiać.
-Trochę.- mruknął. Nagle zaczął czkać i wtedy to ja się śmiałam.
Rozmawiałam z panią od francuskiego o naszym projekcie. Powiedziała, że to bardzo dobry pomysł. Lekcje minęły spokojnie. Ostatni był wf, więc zmęczona całogodzinnym bieganiem i zaliczaniem wszystkich testów usiadłam na schodach przed szkoła i zaczerpnęłam głęboki wdech. Byłam zmęczona, a w oczach miałam mroczki. Prawie usnęłam na tym betonie, aż poczułam, że ktoś mnie podnosi. Nawet nie sprawdzałam kto. Wiedziałam, że to James. Położył mnie na tylnych siedzeniach i rzucił moją torbę obok mnie.
-Śpiąca królewna.- zaśmiał się.
-No chyba ty.- wystawiłam mu język i się przeciągnęłam.- Daleko mieszkasz?
-Jakieś 30 minut drogi samochodem.- odpowiedział i spojrzał na mnie. Nagle zmarszczył brwi i spojrzał się na moje nadgarstki.Odruchowo schowałam ręce do kieszeni. Szybko odwrócił wzrok na szybę.
-Co to jest?- zapytał głosem surowego rodzica.
-A co cię to obchodzi?- odpowiedziałam pytaniem, na pytanie. On tylko pokręcił głową i posmutniał.- może ci kiedyś opowiem, ale na pewno nie teraz. - dodałam, bo było mi go trochę szkoda.
-Może wyjdziemy gdzieś razem w sobotę?
-Mam ochotę na McDonalda. Dawno nie jadłam cheeseburgerów.
-Słucham?- gwałtownie się zatrzymał na czerwonym świetle?- Czy ty chcesz się niezdrowo odżywiać?
-Coś w tym dziwnego? - zapytałam zdziwiona.
-Bo dziewczyny głównie jedzą sałatki, piją wodę mineralną i to przeważnie dziewczyny są wegetariankami. Wiesz, dbają o swoją linię, mimo iż są jak sucharki. O! Sucharki też jedzą.
-Uwierz mi. Nie należę do takich. Uwielbiam zapach mięsa i smak niezdrowego jedzenia.- na samą myśl oblizałam usta.
-To dobrze- podsumował- Bo nie lubię patyczaków.- dodał.
Resztę drogi siedzieliśmy w ciszy. Już wybierałam sobie menu na sobotę. Nagle podjechaliśmy pod biały dom z basenem. Co ja gadam: jaki dom?! To była willa.
-Wow... - mruknęłam.
-Witam w moich skromnych progach- zaśmiał się i wyszedł z auta, żeby otworzyć bramę. Ja z rozdziawioną buzią siedziałam i się nie ruszałam. On wsiadł z powrotem do auta i podjechał pod garaż. Spojrzałam do lusterka i utrzymałam z nim chwilowy kontakt wzrokowy. Miał bardzo ładne oczy. Takie kocie. Choć nie do końca.... zielono-czekoladowe. Tak, to był trafniejszy dobór słów. W tych zielono-czekoladowych oczach latały iskierki rozbawienia, a na skroniach zrobiły się małe zmarszczki. To znaczy, że się śmiał.
-I z czego rżysz?
-Z twoich włosów.- znowu się uśmiechnął, a ja odruchowo złapałam się za głowę. O kurwa. Moje włosy! Wyciągnęłam szczotkę z torebki i zaczęłam je przeczesywać, przy okazji poprawiając też usta błyszczykiem. Wysiadłam z pojazdu i udałam się pod drzwi.
-Co się tak śpieszysz?- Maslow dołączył do mnie. Otworzył drzwi i z efektownym gestem dodał- Panie przodem.
-Dziękuje.- uśmiechnęłam się sztucznie i weszłam do środka. Wow... Duży biały korytarz, z półokrągłym sklepieniem. Po bokach wisiały rodzinne zdjęcia.
-Jaki ty byłeś uroczy- miałam taki zaciesz. Sama nie wiem dlaczego. To było takie słodki. Mały James.
-A teraz nie jestem?- zapytał z miną typu kot ze Shreka.
-Nie. A kto to- dotknęłam różowej ramki, w której była fotografia Maslowa z jakąś dziewczynką.
-To ja i moja siostra przyrodnia. Ja tu miałem chyba 15 lat, a ona 4. Miała na imię Maya.
-Miała?
-Umarła niedługo potem.- łzy zebrały mi się w oczach. Zauważyłam ją jeszcze na kilku zdjęciach i poszłam dalej. - Może chcesz coś zjeść? Jestem dobrym kucharzem.
-Możesz zrobić. Gdzie jest łazienka?
-W lewo, kawałek prosto i będzie napis "James" i obok tych drzwi jest moja łazienka.
-Dzięki- udałam się w wyznaczonym kierunku. Gdy stałam już przed moim celem zobaczyłam uchylone, białe drzwi. Na nich wisiała tabliczka, o której mówił James. Nie mogłam się oprzeć i zajrzałam do środka. Było tu pełno plakatów, zdjęć, rysunków. Na półkach leżało wiele nagród. Podeszłam bliżej i zaczęłam z nich ścierać kurz. Piłka nożna. Siatkówka. Nawet taniec. Dlaczego przestał to robić? Spojrzałam na wyświetlacz jego komputera. Kilka zdjęć, gdzie odbierał nagrody. Co się stało? Może taki sam powód jak zniknęła dziewczynka z mojej duszy...
Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi i zamarłam. Powoli się odwróciłam.
-D-dzień d-dobry- wyjąkałam.
-Witam. A mogę spytać kim jesteś?
-Smiley... to znaczy Miley- zaczerwieniłam się. To była pewnie babcia Maslow'a. - Koleżanka z klasy Jamesa.
-A tak. Jimmy mówił, że przyjdzie do niego jakaś dziewczyna. Chodź do kuchni. Pijesz kawę?
-Tak.- całe zawstydzenie minęło. Za to pojawił się szeroki uśmiech. Jimmy? Heh.
-To świetnie. Zaparzę mój specjał.- Wyszłam z pokoju i chciałam już iść w przeciwnym kierunku, ale odezwał się mój pęcherz.
-Przepraszam na momencik, muszę skorzystać z toalety.- i wbiegłam do łazienki.
Gdy wróciłam do kuchni, James cały był ubabrany mąką i wyrzucał coś do kosza.
-Co się stało? Jimmy?- zapytałam, a on podskoczył- Boisz się mnie?- udawałam niewiniątko.
-Nic. Po prostu spaliłem ciasto.
-W tak krótkim czasie?- zapytałam równo z jego babcią, która zalewała nam kawę.
-Za duża temperatura... - zaśmiałam się- Masz ochotę na sałatkę owocową?
-Nie za bardzo. boję się, że to też spalisz.- zaczęłam się śmiać, a potem dostałam mąką w twarz.- o nie ładnie tak!
-Śmiać się też jest nie ładnie!- wystawił mi język, a ja sypnęłam w niego... sama nie wiem czym. Czymś co było pod ręką i okazało się lepką, mazią. - Czy ty mnie właśnie obrzuciłaś miodem?
-Wygląda na to, że tak.
Bawiliśmy się tak 20 minut, aż dziadek Jamesa zawołał go, żeby mu pomógł. Wzięłam moją porcję sałatki w jedną rękę, a kawę w drugą i usiadłam na podłodze w salonie.
-Usiądź na fotelu!- rozkazała pani Maslow.
-Nie chcę pani ubrudzić.
-Och daj spokój!- wykonałam polecenie i zaczęłam się rozkoszować pysznym czarnym płynem, który zalewał przyjemnym ciepłem mój żołądek. Chwilę porozmawiałam z babcią Jamesa, aż w końcu ona powiedziała:
-Mam nadzieję, że zmienisz Jimmy'ego. On jest przy tobie taki radosny. Od 3 dni ciągle o tobie opowiada.- byłam zszokowana ta wiadomością- Wyglądacie przepięknie razem. Myślę, że będziecie razem.- miałam ochotę się zaśmiać, ale trochę nie na miejscu to było.
Gdy wrócił James udaliśmy się do jego pokoju i kończyliśmy projekt.
-No to gotowe.- podsumowałam.
-Wyszło świetnie!- objął mnie Jimmy. Nagle uśmiechnięci spojrzeliśmy sobie w oczy. On zaczął zbliżać usta do moich nie odrywając spojrzenia. Gdy był już blisko mnie gwałtownie się odsunęłam i odwróciłam.
-To nie może wyjść- powiedziałam i spojrzałam się na smutnego Maslowa.








czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 4.

-Mówiłem ci, że ładnie dziś wyglądasz?- zapytał James, gdy wychodziliśmy ze szkoły.
-Nie- odparłam sarkastycznie- Ani razu na historii, francuskim, matematyce i angielskim.- uśmiechnęłam się sztucznie.
-No to mówię ci teraz.- dodał i ruszył na lewo.
-Ej... mój dziadek mieszka tam.- wskazałam palcem na prawo.
-Może tam mieszka, ale mój samochód jest tam.- pokazał parking. Tylko westchnęłam i udałam się za nim. Stanęliśmy przed czarnym samochodem marki Bronco.
-To twoje?- zapytałam z niedowierzaniem.
-A czyje?- zaśmiał się. Usiadłam od strony pasażera  rzuciłam plecak na tylne siedzenie.
Jechaliśmy w ciszy i po chwili znaleźliśmy się pod domem. Szybko pobiegłam do drzwi i je otworzyłam.
-Już jestem!- krzyknęłam, a zaraz po mnie wszedł James.
-Dzień dobry.- uśmiechnął się do mojego opiekuna i podał mu rękę- James Maslow.
-Miło mi. Chcesz się czegoś napić chłopcze?
-Herbaty. Oczywiście jeśli to nie problem.
-Dla mojego dziadka?- parsknęłam śmiechem- On jest znany ze swoich ziół. Zielona z malinami? Ewentualnie mięta z żurawiną. Do wyboru do koloru- zaśmiałam się.
-Obojętnie. Na pewno będzie dobra.
-Dobra, chodź już.- pociągnęłam go za rękę i poszliśmy na górę. Usiadłam na łóżku i wyjęłam zeszyt z szuflady.
-Od czego zaczniemy?
-Może od wyboru tematu- podałam mu kartkę.- Fizyka. - ciarki mnie przeszły po ciele.
-Hm...Zastosowania elektromagnesów?
-Wybrałeś najkrótszy temat?- zapytałam z politowaniem.
-Eeee... może?
-Też bym tak zrobiła. Ile mamy czasu na skończenie?
-Dwa tygodnie. Na angielski 10 dni. A semestralny do 19 listopada.
-Ok. Historia USA. Możemy napisać o wojnach secesyjnych. Co ty na to?
-A ja na to, że za cholerę nie wiem co to jest. Wiec możemy to napisać. Czyli został nam semestralny z francuskiego.
-Mieszkałam przez rok we Francji.
-Serio?!- zapytał z niedowierzaniem i w tym czasie wszedł dziadek z dwoma herbatami i ciasteczkami owsianymi. Wzięłam od niego tackę i usiadłam na podłodze. Maslow zbliżył się do mnie i czekał na odpowiedź.
-Jak miałam 10 lat to tam zamieszkaliśmy. Chodziłam tam do szkoły. Uwielbiam ten język. - wróciłam wspomnieniami do tamtych lat. U boku moich rodziców, robiłam zdjęcia wieży Eiffla.
-Więc jaki robimy temat? Jesteś w tym doświadczona.
-Zabytki odpadają. Za bardzo popularne. Ciekawe miejsca też. Historia Paryża, zbyt nudna.
-A może jedzenie? Upodobania francuzów. Ich zwyczaje, kultura.
-Dobry pomysł!- poklepałam go po plecach i dorwałam się do laptopa. Zaczęłam szukać rożnych tematów.
-Może zaczniemy od angielskiego? Wiesz mamy na to mniej czasu.
-Nie najgorszy plan.- zamknęłam przeglądarkę i otworzyłam nową kartę. Maslow wstał i wziął sobie ciastko. Nie zwracając na niego uwagi szukałam różnych informacji. Nagle rozległ się zduszony okrzyk, wiec się powoli odwróciłam. James z niedowierzaniem patrzył na ramkę ze zdjęciem, które trzymał w rękach.
-Znałaś Robby'ego Ray'a!- pisnął.
-Tak. Tu uczył mnie grać na gitarze- zabrałam od niego fotografię. Uśmiechnęłam się. - Pamietam. Męczył się ze mnę pół roku ale teraz gram perfekcyjnie.
-Ale z ciebie farciarz. Sam Robby uczył cię grać na gitarze.
-I wiązać buty. I pływać. I mówić. I chodzić. Ogólnie- tata wielu rzeczy mnie nauczył.
-To był twój TATA?!- znowu pisnął.
-Nie, moja mama!
-Nie śmiej się ze mnie- uniósł ręce w geście obronnym.
-Jak byłam mała zachowywałam się inaczej. Posłuszna, uśmiechnięta, wesoła, ciekawa świata dziewczynka już dawno zniknęła. Teraz jest Miley, dziewczyna która zrobi wszystko by o niej zapomniano. Która nie chce być w centrum uwagi. Która woli trzymać się na uboczu.
-A może ta dziewczynka nie zniknęła? Może tylko drzemie, aby obudzić się w odpowiednim momencie?- popatrzyłam się na niego, a on tylko wyjął telefon i włączył "November Rain" Gansów. Zasłonił mi oczy i szeptał do ucha- Może ta dziewczynka nie zniknęła, ani nie śpi, tylko zostaął wyrzucona? Może ona domaga się powrotu. Chce wrócić i poznawać świat, bawić się, dużo śmiać. Przypomnij sobie: co ta dziewczynka uwielbiała robić?
-Była cheerleaderką.- powiedziałam od razu- dużo tańczyła i bawiła.
-Może znowu chce nią być?
-Chyba tak.- szepnęłam. Nagle on mnie puścił i stanęłam jak wryta patrząc się na niego. Nie przepadałam za jego towarzystwem. Zawsze wiedziałam kogo będę lubiła, a kogo nie.
-To co? Robimy ten projekt?- uśmiechnął się i wziął kolejne ciastko. Niezdolna do mówienia kiwnęłam głową i usiadłam na podłodze.nagle przez otwór w drzwiach weszła Tawney. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam głaskać.
-Mój kociak.- szepnęłam jej do ucha, a ona mruczała.
-Gdy mówiłaś,że masz kota, myślałem, ze starszego, a nie kociaka.
-Dziadek mi ją kupił miesiąc temu. Prosiłam go o to. Gdy wróciłam w domu czekał na mnie kotek. Prawda, że jest cudowna?- podałam moją kotkę. Z przerażeniem ją pogłaskał. Raz. I natychmiast się odsunął.
-Ej, może coś zagrasz na gitarze?- zapytał z nadzieją. Ja szybko wzięłam instrument i zaczęłam grać.- Wow- powiedział, gdy skończyłam.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się.























środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 3.

-Mily! Nie odchodź!- pobiegł za mną i złapał mnie za nadgarstek. czułam na sobie spojrzenia innych.
-Czego ty ode mnie chcesz?!- zapytałam wściekła.
-Jesteśmy podobni. Oboje mieliśmy problemy. Możemy się zakumplować.- dodał z nadzieją w głosie.
-Ty i ja? Kumple?- zaśmiałam się- Chyba sobie jaja robisz. Jesteś gwiazdą. Za tobą dziewczyny zdychają, uwielbiają cię- wskazałam ręką za siebie- JA jestem ta zła. Ty pokonałeś swój problem i wyszedłeś. Ja MUSIAŁAM  stamtąd wyjść, bo moja kara minęła. A wierz, chciałabym tam zostać.- Przypomniały mi się sytuacje w życiu, których teraz żałowałam.
-Ale nie możesz mnie do końca życia ignorować. Mamy zrobić razem projekt. A chyba jedynki nie chcesz mieć?- zapytał, a jak nie odpowiadałam sprostował to- Albo przynajmniej nie będziesz taka chamska, żebym ja nie zdał semestru.
Milczałam. Nie dość, ze byłam rok starsza od większości osób w klasie, to miałabym jeszcze raz być w tej klasie? Powoli kiwnęłam głową. Wyjęłam długopis z plecaka i mu podałam. Wystawiłam rękę i czekałam. On się na mnie dziwnie spojrzał.
-Eh... daj mi swój numer. Żebyśmy mogli się umówić na ten projekt.
-To nie możemy się w szkole umówić?- zapytał lekko zdziwiony.
Cała się zaczerwieniłam. Jaka ja jestem głupia! Wyszło na to, że po prostu chcę jego numer. Palnęłam się otwartą ręką w czoło i wyrwałam długopis z jego ręki. Wrzuciłam go do plecaka i szybko ruszyłam w stronę sali.
-Ej dobra! Masz!- znowu złapał mnie za nadgarstek. Naprawdę traciłam już cierpliwość. Byłam zła. Napisał na mojej ręce szereg cyfr i mnie puścił. Poszliśmy we dwoje przez korytarz.
-I tak nie będziemy kolegami.- dodałam szybko, widząc jego "zaciesz". Od razu posmutniał. Sprawiłam mu przykrość.
-James, dlaczego ty się z nią zadajesz?- podeszła do nas jakaś blondynka. Typ: plastik, gatunek: zakochana w sobie rodzina: bogata.- Sprawdź plecak może ci coś ukradła? - podeszły do niej dwie koleżanki i wszystkie zaczęły się głośno śmiać. Zdenerwowana odeszłam od nich i równo z dzwonkiem dołączyłam do reszty osób na chemie.
***(ostatnia lekcja)
Siedziałam w pierwszej ławce i czekałam na koniec. Nie mogłam się nacieszyć z tego, że wreszcie spotkam się z dziadkiem, gdzie indziej, niż w sali odwiedzin w poprawczaku. Nienawidziłam angielskiego. Bardziej, niż matematyki. Nagle rozległ się upragniony dźwięk i pospiesznie przeszłam obok reszty. Popędziłam przez korytarz, który jeszcze był pusty. Wyszłam na zewnątrz i zaczerpnęłam powietrza. Mój oddech był głęboki i przepełniony świeżością. Popatrzyłam się w stronę słońca i zamknęłam oczy. Tak drobne rzeczy, a mogę cieszyć. Uśmiechnęłam się wewnątrz siebie. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się powoli i ujrzałam Jamesa.
-To kiedy się spotkamy?
-Nie wiem- odparłam szczerze- zadzwonię do ciebie- powiedziałam poważnie, a on się szeroko uśmiechnął.
Poszłam w dobrze mi znanym kierunku. Minęłam piekarnie i po 10 minutach drogi znalazłam się przed domkiem mojego dziadka. Otworzyłam furtkę i pobiegłam do drzwi. Trzy razy zapukałam i przed moimi oczami ukazał się sympatyczny staruszek. Od razu rzuciłam mu się na szyję. Nie wiem kiedy, łzy zaczęły ściekać po moich policzkach.
-Może wejdziemy do środka- zaproponował.
Usiedliśmy w salonie. Dziadek przyniósł nam swojej ulubionej herbaty. Zioła z ogródka. Mięta, malina i żurawina.
-Niech no ci się przyjrzę- położył ręce na moich ramionach. - Wypiękniałaś mi.
-Nie przesadzaj. Jestem taka sama- szeroko się uśmiechnęłam.
-Nie przesadzam. Po prostu mówię prawdę- dodał i jeszcze raz wtuliłam się w niego. - Dobrze cię widzieć w domu.
-Idziemy do kur?- zapytałam.
-Nie no nie wierzę! Nadal je lubisz?- dopił herbatę i razem ruszyliśmy w kierunku małego kurnika n tyłach domu.
***(wieczór)
Wyniosłam sobie koc na podwórko, a dziadkowi jego ulubione krzesło. Położyłam się na ziemi i wpatrywałam w gwiazdy. Zaczęłam rozmawiać z moim opiekunem. Aż w końcu zaczął się temat mojego nowego z klasy:
-Dziadku! Wiesz jaka to gwiazda. Może nie robi tego specjalnie, ale kto wie? Sam przyznał, że chce być sławny. Wszyscy się za nim oglądają. Jest dopiero jeden dzień w szkole i jest już popularny! a najgorsze, że się nade mną lituje. Nienawidzę go.
-Może daj mu szanse. Może go polubisz?- powiedział, a ja się parsknęłam śmiechem.
-Niestety nie. On jest inny niż ja. A do tego muszę z nim robić te cholerne projekty.
-Nie używaj takich słów przy mnie.- pogroził mi palcem- Może nie jest, aż tak źle? Skoro się znacie jeden dzień. Może będzie lepiej.
-Wiesz co? Chyba masz rację. Idę do niego zadzwonić. Może jutro przyjść, to akurat zrobimy te projekty. Albo przynajmniej zaczniemy.
-Nie ma sprawy. Tylko jak będziesz wracać to przynieś mi lornetkę. Sobie też. to pooglądamy te gwiazdy.
ucałowałam staruszka w policzek i podążyłam w stronę domu.
Może on ma rację? Może ten cały Maslow nie jest taki jak sądzę? Eh... to się okaże.
-I jak?- zapytał staruszek, gdy wróciłam.
-Przyjdzie jutro po szkole- podałam mu lornetkę i usiadłam po turecku na kocu. Zaczęłam grać na gitarze i śpiewać, cały czas myśląc o moim koledze.























poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 2.

-W sobotę wyszedłem z odwyku- zaczął Maslow, a mnie zrobiło się głupio. - Siedziałem tam od grudnia. Mieszkam z babcią i dziadkiem. Moja mama umarła, gdy miałem 12 lat, a tata później popełnił samobójstwo. Ja byłem tym, który go znalazł. uwielbiam śpiewać, grać, w przedstawieniach oczywiście. Czytam dużo książek. W przyszłości chcę być sławny.
-Chcesz być sławny?- zapytałam z niedowierzaniem, tak żeby tylko on mnie słyszał.
-Tak- odpowiedział do mnie- co tu jeszcze mówić? Wdałem się w złe towarzystwo i potem cierpiałem. Piłem i paliłem, ale teraz się zmieniłem.
-Wow. Szokująca historia. Miley teraz ty.
-Ja nie jestem lepsza od mojego kolegi z ławki. Siedziałam w poprawczaku przez 14 miesięcy. Miałam tam być 2 lata, ale wyszłam za bycie grzeczną dziewczynką. Nie chcę opowiadać co było wcześniej, dlaczego tam byłam. Długa historia. Moi rodzice zginęli w wypadku, za miesiąc będzie 3 lata. mieszkam z dziadkiem, który jest dla mnie wsparciem. Jako jedyny we mnie wierzy. Mam kotkę Tawney. Jest białym persem. uwielbiam grać na gitarze i śpiewać. Tata wychował mnie na muzyce country. W przyszłości chcę być przedszkolanką.
Naszego nauczyciela zmroziło. Spojrzeliśmy na siebie z Jamesem. W klasie zapanowała niekomfortowa cisza. Po jakiś 3 minutach nasz nauczyciel kontynuował temat, który poruszył w zeszłym tygodniu.
***(po lekcji)
-To tak. Razem musicie zrobić projekt na fizykę.- podał nam kartkę z tematami. Dużo tego było- i historię. Do tego plakat na angielski o historii USA. i projekt semestralny. Losujcie temat- podał nam woreczek z karteczkami i zanim zdążyłam zareagować Maslow wyciągał już papierek.
-Francuski- powiedział i się wykrzywił. Ja się uśmiechnęłam się szeroko. Uwielbiam ten język.
Wyszliśmy z sali i udałam się w kierunku klasy chemicznej. Gdy szłam ludzie rozstępowali się przede mną i robili miejsce. Co jest do cholery. Idąc na przód za sobą słyszałam wzdychania innych dziewczyn.
-Smiley czekaj!- zawołała, a ja gwałtownie przystanęłam.
-Mówiłam ci: nie jestem Smiley!- krzyknęłam.
-Sorki. Ale chciałem ci coś powiedzieć, a wiedziałem że tylko tak zareagujesz.
-Co chcesz?
-Przykro mi z powodu rodziców. I z powodu problemu... no wiesz. Ten poprawczak...
-Przywykłam. Nie musisz mi współczuć. Nienawidzę tego. Ale jeśli tego pragniesz, to przykro mi z powodu twojej mamy. I taty też.- szybko odeszłam.