piątek, 29 listopada 2013

Wybaczcie!

Bardzo, ale to bardzo chciałabym przeprosić wszystkie czytelniczki.
Za wszystko.
Za rzadkie dodawania rozdziałów, czasem chamskie komentarze, grrr za wszystko. A przede wszystkim, że zawieszam bloga.
Tak, tak. Zawieszam. Prawdopodobnie do końca roku. Obiecuję, że w styczniu pojawi się super notka!
A w miedzy czasie zapraszam na blogi:
O One Direction
O Big Time Rush
Fantasty
Wasza Magda :)
heheh a to mój autograf xD

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 15.

Ten rozdział będzie trochę inny, bo z przeszłości Miley. Przepraszam za tak długa przerwę, ale zupełny brak weny :(
Nie za bardzo podoba mi się ten rozdział, ale wy oceńcie <3
A teraz zapraszam <3
***
-Wiesz, że cię kocham?- zapytał James. trochę mnie to zdziwiło- Jak siostrzyczkę. Jesteś taka drobna i martwię się o ciebie.
-Ja tez cię w taki sposób kocham. Jesteś moim starszym bratem i zależy mi na twojej opinii.
-Opowiedz mi coś więcej o sobie. Powiedz jak to było z tymi ludźmi.
fala wspomnień napełniła moją głowę. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w tors chłopaka.

Denerwujący wiatr cały czas zrzucał mój kaptur, a nieznośne krople deszczu opadały na moją twarz. Za każdym razem, gdy weszłam w kałuże do moich butów wlewały się litry wody.
Idealna pogoda na taką sytuację.
Podążałam ciemną ulicą. Nie było tu żadnych świateł.
Ludzie na ogół by się bali.
Ale nie ja.
Ja nic nie czułam.
Odkąd umarli moi rodzice wszystko było mi obojętne. Nie obchodziło mnie to, że nie mam kontaktu z moja siostrą. Ani to, że dziadek się o mnie martwi. A tym bardziej szkoła. Chodziłam do niej, miałam oceny wyższe od "F", więc spokojnie mogłam zdawać.
Teraz liczyło się to, żeby ludzie poczuli mój ból.
Ale, żebym to mogła zrobić muszę mieć sojuszników.
A żeby mieć sojuszników, trzeba się poświęcić.
Kopnęłam sztuczne liście na bok i zdjęłam plastikową osłonkę znad wejścia. Jak weszłam szybko wszystko ustawiłam na miejsce i zeskoczyłam ze stopnia na ziemię. Ruszyłam kawałek dalej i znalazłam latarkę, która zawsze leżała w tym samym miejscu. Włączyłam światło i znalazłam się przy schodach. Na dole paliło się wiele świeczek. Zbiegłam po schodach i zobaczyłam wszystkich moich "znajomych". Uśmiechnęłam się sztucznie i usiadłam między Alexis, a Megan. Wszyscy mieli na sobie czarne spodnie i bordowe koszulki. Na szyi każdego z nich wisiał łańcuszek z gwiazdą na końcu. Spojrzałam się na wielki świecznik, gdzie znajdowało się 24 podłużne świeczki i jedna największa. Przełknęłam ślinę i spojrzałam się na dziewczyny. Alexis wyjęła dłut zza ławki i przymocowała do niego metalową gwiazdę.
-Gotowa?- zapytała, a ja tylko kiwnęłam głową. Megan wzięłam od niej metalowy pręt i zaczęła rozpalać nad świeczkami.
-Trochę cię wtajemniczyliśmy w naszą historię, ale teraz usłyszysz wszystko dokładnie.
-Byle szybko, chce to mieć za sobą.- mruknęłam zniecierpliwiona.
-Każdy z nas jest tutaj z przykrego powodu. Odtrącenie, kłamstwo, problemy, uzależnienia, śmierć.... Nikt, oprócz nas tutaj zgromadzonych, nie rozumie naszego cierpienia. Wiec dlaczego my tylko mamy cierpieć? Inni też powinni poczuć jaki to ból stracić kogoś kogo się kocha. Lub coś co dla niego jest najważniejsze. Ale to tylko ból psychiczny. Najgorszy z możliwych bóli. Jeśli chcesz być jedną z nas, musisz też wiedzieć co to jest cierpienie fizyczne.- Alexis pochyliła się nade mną i spojrzała mi prosto w oczy- Teraz zostaniesz naznaczona i dzięki temu będziesz oficjalnie uznana za najbardziej cierpiącą osobę. 
-Chcę tego...
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszymy, że z nami będziesz.- powiedziała i mnie przytuliła. Była dla mnie jedynym wsparciem.Ona i Megan. Mruknęła coś do chłopaków siedzących po bokach. Nagle ktoś zawiązał mi oczy i nie widziałam już nic. Poczułam tylko ręce zaciskające się na moich nadgarstkach. 
Nie miotałam się. Nie rzucałam. Nie krzyczałam. Miałam wszystko po prostu gdzieś. 
Nagle jedna z rak przesunęła się na dłoń, a druga na ramię. Po chwili skwierczący  rozpalony metal dotknął mojej skóry wypalając bliznę na całe życie. 


-Nacierpiałaś się wiele.
-Wiem o tym.
-Co było dalej?- nie dawał za wygraną. Nadal nie mogłam spojrzeć w jego oczy.


-Już po wszystkim.- szepnęła mi Megan na ucho. Ktoś rozwiązał mi opaskę. Zaczęłam szybko mrugać oczami hamując łzy bólu i złości. Byłam na siebie wściekła, że dałam sobie to zrobić. Jakaś dziewczyna, której nadal nie pamiętałam imienia, założyła mi bandaż. Gdy skończyła  to szybko wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
-Gdzie idziesz?- zawołał ktoś za mną.
-Już po wszystkim. Jutro się spotkamy.- wskoczyłam po schodkach i doszłam do bramy. Po cichu wyszłam stamtąd i udałam się na tą uliczkę. 
Teraz zimne krople ochładzały moją twarz. Były jak kojąca maść na moje oparzenie. Woda w butach dawała poczucie ulgi i wszystko stało się takie ważne. Zrozumiałam, że potrzebuję kogoś kto mi pomoże w każdej sytuacji nie sprawiając mi bólu, ani nie wymagając niczego w zamian. 

-To było moje największe marzenie. Pokochać osobę, która zawsze mnie będzie wspierać.- skończyłam swoją opowieść.
-Tym kimś jest twój dziadek?- zapytał nie stąd, ni zowąd.
-Nie.- mruknęłam- to ty- dodałam po dłuższej chwili i mocniej go przytuliłam. 

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 14.

Przekręcałam się z boku na bok. Nie mogłam usnąć będąc w pustym pokoju. Próbowałam przytulić się do poduszki, ale to na nic.
Nagle w pokoju zrobiło się zupełnie jasno, a po kilku sekundach rozległ się dźwięk grzmotu.
No pięknie, jeszcze tylko mi burzy brakowało!
Przeraźliwie bałam się błyskawic. Kolejna jasna kreska przeszyła ciemne niebo, na które z wielkim uwielbieniem patrzyłam co noc. Gęsia skórka zaszczyciła obecnością moje ręce, a delikatne mrowienie przeszyło moje plecy wzdłuż kręgosłupa.
Ja tak nie wytrzymam!
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.Leżę tu od 20 minut, a znalazłam sobie więcej problemów niż w ciągu całego tygodnia.
Wstałam i wyjrzałam przez drzwi. Panowała tu taka błoga cisza.Wyszłam na korytarz i zajrzałam do pokoju obok. James lekko pochrapywał lżąc na boku, plecami do mnie. Pewnie nie zauważy jak się obok niego położę.
Podeszłam na palcach do jego łóżka i szybko wślizgnęłam się pod kołdrę. Nasze plecy przywierały do siebie, a mnie kamień spadł z serca. Ulga była chwilowa, bo Maslow zaraz się odwrócił i położył rękę na moim ramieniu. Wstrzymałam oddech. Po chwili usłyszałam cichy śmiech. James przygarnął mnie bliżej siebie, tak że czułam jego muskularną klatkę przez cienką, bawełnianą koszulkę.  Mimo wszystko bezpieczniej się czułam w jego gorących objęciach, niż sama w pokoju.
-Stęskniłaś się?- zapytał. Wiedziałam, że się uśmiecha.
Krople deszczu stukające w parapet i okno nadal nie dawały mi spokoju, a na dźwięk grzmotu ciarki mnie przeszły.
-Czyli jednak nie tęskniłaś tylko się bałaś.- powiedział ledwo co wstrzymując śmiech.
-Możesz śmiać się do woli, ale mnie to nie ruszy. A teraz dobranoc, pchły na noc, karaluchy do poduchy.- wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy. James położył głowę na moim ramieniu i głośno wciągnął powietrze. W głębi duszy przewróciłam oczami- Jeśli temu szybciej zaśniesz to powiem ci, że stęskniłam się za twoim zapachem. Te perfumy uzależniają.
On odsunął się na pewną odległość i spojrzał na mnie, po czym z wielkim uśmiechem na twarzy wrócił do poprzedniej pozycji.
-To wąchaj sobie ile chcesz. Mnie to nie przeszkadza.- mruknął i po chwili znowu zaczął pochrapywać.
Jeszcze razy poprawiłam się na łóżku i mocniej przywarłam do Maslow'a. Teraz błyskawice nie były tak przerażające.
****
Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Zacisnęłam mocniej powieki i okryłam się kołdrą. Ale coś tu byli nie tak...
Przecież James spał od strony okna. A na pewno był większy ode mnie i zakryłby choć trochę moją twarz przed nieznośnymi promieniami. Z niechęcią otworzyłam oczy i ujrzałam Maslowa siedzącego na fotelu.
-Może byłbyś tak miły i zasłoniłbyś roletę?
-Nie.- odpowiedział.
Siedział już w ubraniach, oparty o swoje dłonie i wpatrywał się swoimi cudownymi oczami we mnie. Trochę mnie to denerwowało, więc wstałam i lekko wkurzona podeszłam do okna.
-Tu nie ma zasłonek...- skomentowałam.
-No właśnie. A skoro wstałaś... chodź na śniadanie.- pociągnął mnie za rękę i razem poszliśmy do salonu. Na stole leżały naleśniki z syropem klonowym, sałatka owocowa, jajecznica, kawałek sernika, sok pomarańczowy i herbata.- Nie wiedziałem na co masz ochotę.- zaczął z zażenowaniem drapać się po głowie.
-Na wszystko...- powiedziała i zabrałam się do jajecznicy.- MNIAM!
-NA zdrowie.- zaśmiał się.
-Miałeś mi powiedzieć dlaczego płakałeś.- zdołałam wykrztusić między kęsami chleba razowego.
-Oh... no wiesz. Najpierw gdy cię zobaczyłem trochę się wkurzyłem. Przypomniała mi się nasza ostatnia kłótnia. Potem ty przerażona wyszłaś z tymi dziewczynami, a moje serce zaczęło szybciej bić. Bałem się, że coś ci zrobią. Wyglądały na starsze i na takie, które nie działają same. Więc tak tylko skończyła się melodia wybiegłem stamtąd przepychając się między innymi. W sercu czułem ucisk i zacząłem płakać, bo nie wiedziałem czy gdzieś daleko cię już nie zabrały. Wybiegłem i usłyszałem czyjś śmiech. No i tak cię znalazłem.
Małe chochliki zaczęły tańczyć tango z motylkami w moim brzuchu. Było to bardzo urocze. Nigdy nie wdziałam, jak ktoś się tak mną przejmował.
-Dziękuję.- odłożyłam wszystko na talerz i usiadłam mu na kolana.-Bardzo.- mocno zacisnęłam ręce na jego szyi i trwaliśmy tak przez kilka minut.

środa, 18 września 2013

Rozdział 13.

W niedzielę minął miesiąc odkąd założyłam bloga. Mam 46 komentarze (licząc z moimi) i 12 postów, a ten jest 13. Więc może chcecie jakiś bonus? Może jeden rozdział oczami Jamesa? Albo jakieś zdarzenie z przeszłości Miley? Dobra nie będę was podjudzać, same wymyślcie ^^
Dziękuję wszystkim za nominację. Dopiero pierwszy raz tak mam i się nie znam.
Zobaczcie co znalazłam!Definicja RUSHER. xDD
Lena Angeles: Jak to ze mną nie wiadomo? Masz jakiś problem :P Mój blog, moje zasady :D
Angie: Nie rób slodkich ocek bo się na nie nie nabiorę!  Mnie też Megan i Alexis wkurzają, uwierz -.-
Przepraszam, przepraszam po stokroć! Jak przeczytałam teraz rozdział 12 okazało się, że jest tam tyle błędów!!!!!!
A teraz zapraszam na rdz :*
*****
Siedziałam na betonowych płytach, które leżały tu, żeby robotnicy wykończyli chodnik. James przyniósł mi kolejną szklankę wody. Spojrzałam na swoją rękę. Wielkiej blizny nie będzie. Jeśli w ogóle jakaś będzie.
No ale nasz pan troskliwy o chwila musi oglądać mój nadgarstek.
-Lepiej już?- zapytał z troską w głosie.
-Tak.- wyrwałam rękę z jego uścisku i zaczęłam ją rozmasowywać. Zeskoczyłam stamtąd i się zachwiałam. Ledwo co mogłam stać na nogach. James mnie przytrzymał i znowu podsadził na moje miejsce. Sam zaś stanął przede mną i wpatrywał się we mnie jak matka na syna, który porządnie narozrabiał.
-Dopiero co zasłabłaś, a teraz już chcesz iść?- zapytał.
-Wejdźmy do środka, zimno tu.- próbowałam go jakoś przekonać. Było to złym pomysłem. James odruchowo ściągnął swoją kurtkę i zarzucił mi ja na ramiona.
Lekko pociągnęłam nosem i poczułam ten charakterystyczny zapach. Nie, nie perfum. Tylko jego. Każdy ma swój specyficzny zapach. Najlepiej go czuć, zaraz po wyjściu spod prysznica, gdzie się tylko opłukałeś. I teraz własnie to czułam.
A do tego ciepło. Nie tylko zewnętrzne. Ale coś w środku mojego serca, co tkwiło tam od pewnego czasu, rozpłynęło się po moim ciele. Mimo zakazu Maslowa musiałam się podnieść.
-Nie no znowu!- mruknął, ale ja mu przerwałam. Mocno się wtuliłam i przymknęłam oczy.
-Cicho siedź. Nie chcę, żebyś ty też marzł.- wytłumaczyłam. On mnie mocniej objął, aż trochę zabolało, ale nie przerywałam uścisku.- A tak w ogóle, dlaczego tu jesteś?
-Żeby cię ratować.-zaśmiał się, a ja lekko uderzyłam go w klatkę piersiową.
-Nie o to mi chodzi.- westchnęłam.- Dlaczego nie jesteś na randce?
-Ponieważ ta dziewczyna cały czas pisała SMS-y, robiła nam zdjęcia i wstawiała na różne stronki. Nie interesowało ją to co się ze mną dzieję, albo z naszą randką. To był zły pomysł.
-Na prawdę?- przygryzłam policzki, żeby nie zacząć się śmiać, choć nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który zawitał na mojej twarzy.
-Wiem, ze się uśmiechasz. Nie ukryjesz tego przede mną.-mruknął, na co ja wybuchłam cichym, ale długim śmiechem.
Jacyś ludzie przeszli obok nas i krzywo się spojrzeli.
Teraz uznałam, że wyglądamy trochę dziwnie. W mrocznym zaułku, przytulamy się i śmiejemy. Trochę jakbyśmy coś brali.
-Chodź do środka.
-Dobrze.- ujął moją dłoń i poszliśmy w kierunku klubu. Gdy światło latarni oświetliło jego twarz uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
-Piłeś?!- zatrzymałam się.
Nie była to moja sprawa, ale martwiłam się o niego. Nie chciałam, żeby znów trafił na odwyk.
-Nie...- odwrócił się.
-Kłamiesz.- stanęłam na palcach, żeby wyglądać groźniej, ale natychmiast straciłam równowagę. I znowu znalazłam się w objęciach Maslow'a.
-Nie okłamałbym cię. Nie piłem tylko płakałem...
Czy ja dobrze usłyszałam? On płakał? Wrogość od razu mi zeszła mi z twarzy i pojawiła się mina błagająca o wybaczenie.
Ale natychmiast nasunęło się pytanie "dlaczego?" .
-Powiem ci kiedy indziej...- nie dokończył. Nagle z budynku wybiegły Abby i Blanca z krzykiem na ustach. Obydwie do mnie podleciały i mocno uściskały.
-Myślałam, że coś ci się stało!- krzyknęły równo, po czym we trzy zaczęłyśmy się śmiać. Zauważyłam, że James jest trochę zakłopotany, więc je puściłam i udałam się obok Maslow'a.
-Słuchajcie ja już jadę, jak chcecie to jeszcze zostańcie.
-Ale na pewno wrócisz sama?
-Nie sama. Jedzie do mnie.- uśmiechnął się Maslow. Pocałował mnie w policzek i dodał- Czekam w samochodzie.
-Wiesz co?!- pisnęła z oburzeniem Blanca, gdy on się oddalił.- Nie mówiłaś mi nic, że jesteście razem!
-Bo nie jesteśmy!- mruknęłam i poczułam jak moje policzki robią się różowe. Blanca założyła ręce na piersi, a Abby się roześmiała.
-Leć do niego. Ja tu przypilnuje Blancy. Tylko uważajcie!- zagroziła mi palcem i popchnęła przyjaciółkę do środka. Obydwie mi pomachały, a ja zdenerwowana wsiadłam do auta.
-Co to miało być?
-No co? One cię ściskały i przytulały a znasz je od kilku dni, a aj nie mogę cię pocałować w policzek?- powiedział i spojrzał się na mnie. Błyszczały jak małe diamenciki.
Miałam mu ochotę powiedzieć, że Abby znam od dzisiaj. Co nie zmieniało faktu, że nie powinien się popisywać przed nimi.
-Wiesz, że one myślą, że chodzimy ze sobą?!
-Chodzimy na spacery.- mruknął.
-Idiota.- prychnęłam i odwróciłam głowę.-Jedź już.
Stał jeszcze przez chwilę, co zmusiło do tego, żebym się na niego spojrzała.
-Nie powiedziałaś gdzie.- wyszczerzył białe, idealne zęby w tym swoich cudownym uśmiechu.
-Niech będzie do ciebie.- wzruszyłam ramionami, a on mruknął coś w stylu "Wiedziałem". Resztę drogi słuchaliśmy muzyki.
W między czasie zadzwoniłam do dziadka, że idę do "koleżanki"  na noc i wrócę jutro.
Zaskoczyła mnie moja wypowiedź, bo Maslow nie zaproponował mi nocowania u siebie.
-Jak bardzo pragniesz zostać na noc, to możesz spać w gościnnym.  Jest obok mojego pokoju. Dziadka i babci nie ma, więc możemy obejrzeć jeszcze jakiś film.
-Jestem zmęczona.- skończyłam za niego.
Wysiadłam z auta i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku drzwi.
Nigdy nie spałam sama.
Zawsze miałam miliony pluszaków w okół siebie, w poprawczaku współlokatorkę, teraz jest ze mną Tawney. Więc jak tu usnę?
James otworzył drzwi, a ja niepewnie weszłam do środka.
-Idziesz teraz się kąpać?-zapytał zdejmując buty.
-No, ale nie mam w czym spać.-ledwo co skończyłam to zdanie, on zaciągnął mnie do siebie i otworzył szafę. Wyjął mi czarną koszulkę i szare spodenki. Potem znowu zaciągnął mnie na korytarz i otworzył wielką szafę. Na ubraniach położył zielony, milutki, bawełniany ręcznik i gąbkę, która była jeszcze w opakowaniu.
-Wiesz gdzie jest łazienka, prawda?- zapytał, a ja kiwnęłam głową- A! no i masz jeszcze żel!- odwrócił się i podał mi fioletowy żel pod prysznic o zapachu bzu.
Gdy już się wykąpałam, wyszłam z łazienki jak nowo narodzona. Po mnie wszedł James, ale nie minęło 5 minut, a sam z niej wyszedł.
Miał mokre, nie wytarte ciało. Z włosów spadały mu kropelki wody. Stopy robiły ślady na podłodze. A na sobie miał same bokserki.
-Nie będzie ci przeszkadzało jak tak będę spał?
-To twój dom.- mruknęłam.
-No i? Pytam się?
-Nie.- nie udało mi się więcej wymówić.
-Tutaj jest twoja sypialnia. Więc dobranoc!
Zdołałam jedynie pomachać i zamknęła za sobą drzwi. Wgramoliłam się pod kołdrę i mocno nia opatuliłam.
Zwariowany dzień...

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 12.

♥ Angie ♥: Tak Angie, powinnaś się leczyć. co nie zmienia faktu, że twoje komentarze mnie inspirują :P
Miley się też za bardzo nie stara, lecz trochę robi na złość i sobie i jemu. a JAMES nie jest debilem. Ani na prawdę, ani tutaj!
Lena Angeles: No napisz jak sb przypomnisz :P Ahh ten playboy!
Ehhh kochane, nie wiem czy wam mówiłam, ale będzie 76 rozdziałów + epilog. Teraz chyba będzie jeden z moich ulubionych rozdziałów :P Rozpisałam sobie wszystkie do przodu i wiem co się będzie działo dalej xDDD
Droga Angie, myślę, że tobie się będzie najbardziej podobał 27 :P If you know what I mean?
Nie mam internetu znowu ;__; a to piszę u babci.
Trochę krótki rozdział, ale bardzo ważny. I bardzo mi się podoba <3
A teraz zapraszam na rozdział :*
A i jeszcze jedno:
KUPIŁAM 24/SEVEN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
*****
-Wreszcie jesteś! Miałyśmy iść bez ciebie!- krzyknęła Blanca, a ja się krótko zaśmiałam.
-Beze mnie?! No wiecie co!
-Dobra, dobra. Nie gadaj, tylko pakuj swój tyłek do taksówki.
-A nie przedstawisz mnie swojej przyjaciółce?!- zawołałam z wyrzutem.
-jestem Abby.- Uśmiechnęła się do mnie szatynka. Mocno ją uściskałam.
-A ja Miley. Dobra jeźdźmy już, bo Blanca zaraz się wkurzy.- zaśmiałam się. Usiadłam na tylnych siedzeniach. Całą drogę śpiewałyśmy piosenki lecące w radiu, co doprowadzało kierowcę do szału. Roześmiane wysiadłyśmy z pojazdu i zeszłyśmy po schodach. Po chwili znalazłyśmy się przed drzwiami z napisem "Comedy Cellar". Jeden z najlepszych klubów w Nowym Jorku. Z uśmiechem na twarzy weszłam do środka. Udałyśmy się do szatni, dziewczyny zostawiły żakiety. Mnie trochę było zimno, ale dało się przeżyć.
-No to co? Wchodzimy?-dobiegłam do Abby i Blancy.
-No tak, a po co tu przyjechałyśmy?
Przeszłyśmy przez kolejne drzwi i znalazłyśmy do ciemnego pomieszczenia z fioletowymi światłami. Po bokach stały stoliki, a przy każdym po 4 krzesła. Na samym końcu była scena, na której stał przygotowujący się do występu DJ. Po lewej stronie barman miksował drinki, popisując się przed kilkoma dziewczynami w miniówkach. Na górze były 3 balkony, gdzie siedzieli ludzi przy jeszcze innych stolikach i palili papierosy. Nad nimi znajdowały się wielkie wentylatory.
Ludzi było od groma. Strasznie. Miałam wrażenie, że ledwo co u się mieszczę, a do tego kolejne osoby popychały mnie od tyłu.
-Idziesz?! Czy będziesz tak tu stała?!-krzyknęła Abby, a ja potrząsnęłam głową, jakbym obudziła się z transu, i podążyłam za dziewczynami do jednego ze stolików.
Po kilkunastu minutach zaczęła grać muzyka. Zatańczyłam z kilkoma chłopakami i bardzo się zmęczyłam. Usiadłam na chwilę i napiłam się soku.
-Dlaczego nie tańczysz?- podbiegła do mnie Abby i wyciągnęła pod samą scenę. Ledwo co zaczęłyśmy tańczyć muzyka nagle ucichła. Wszyscy zdziwieni spojrzeli się w kierunku DJ.
-Słuchajcie. Teraz mamy niezapowiedzianego gościa, który chciał zaśpiewać i się sprawdzić. Mam nadzieję, że wam się spodoba. James zapraszamy!- krzyknął do mikrofonu i rozległy się oklaski.
Na scenie pojawił się wysoki chłopak. Z kocimi oczami. Zielono-czekoladowymi. Uroczą grzywką, pięknym uśmiechem, zabawnym spojrzeniem i ogólnie cały był przystojny.
I przypuszczam, że nazywał się James Maslow...
James uśmiechnął się jeszcze bardziej. Przeleciał wzrokiem salę i zatrzymał się na mnie. Wtedy przestał się śmiać.
Był ubrany w to co mu wybrałam, a cały pierwszy rząd mógł czuć zapach playboya.
Teraz zamknął oczy i zaczął śpiewać. Jedną z moich ulubionych piosenek.
Miał piękny głos. Czysty, wyraźny, donośny. Cudowny. Łzy same zaczęły napływać do moich oczu. Wreszcie on też je otworzył cały czas patrząc się na mnie. Ten kontakt wzrokowy mnie trochę przerażał. On śpiewał nie dla publiczności, nie dla siebie, nie dla zabawy.
Śpiewał dla mnie.
Znaczy nie wiedział, że tu będę, więc to po prostu przypadek.
Ale jednak patrzył się w moje oczy i nawet nie mrugał. Oczy miał zaszklone, a ręce mu się trzęsły. Głos cały czas miał czysty. Świetnie sobie radził z tym kawałkiem.
-James... co ty ze mną robisz?- szepnęłam do siebie.
-Masz chłopaka i nam go nie przedstawiłaś?- usłyszałam głos przy moim uchu.
Przeraziłam się. Zamknęłam oczy i bałam się otworzyć. Dokładnie wiedziałam kto obok mnie stoi.
Megan.
A skoro jest Megan, to musi być Alexis.
-Oj M., dobrze wiesz, że nie ma naszego numeru. Zapewne nas szukała, ale nie wiedziała że się przenieśliśmy. Daj jej spokój.
Wiedziałam. Siostry się zaśmiały. Odwróciłam się do nich.
-Odwalcie się.
-Jaka niegrzeczna się zrobiła.
Rzuciłam spojrzenie w kierunku Abby i Blancy. Obie z kimś tańczyły.
Nagle został pociągnięta na dwór. Po drodze trochę potykałam, ale szłam równo. Mimo iż serce biło mi jak oszalałe, starałam się opanować.
Na dworze Alexis rzuciła mnie na murek. Ja sprytnie się o niego oparłam i wściekła zawołąłąm:
-Czego chcecie? Przecież spłaciłam dług!
-No właśnie. I dlatego chcemy cię znowu wśród nas. Miałabyś respekt u nas. Jeszcze większy niż wcześniej.
-Ale ja nie chcę do was należeć.
-Oj na przysięga coś zobowiązuje!- złapała mnie za nadgarstek, a drugą ręką wskazała na mój znak wypalony nad ręką.
-Ona dla mnie nic nie znaczy.
-To możemy zrobić nową.- Alexis mnie przytrzymała, a Megan wyjęła żyletkę z torebki.
Przełknęłam ślinę. Nawet nie próbowałam się wyrywać, wiedziałam, że będzie jeszcze bardziej bolało...
-Zostawcie ją!- usłyszałam znajomy głos i po chwili już mnie nikt nie trzymał. Zmęczona oparłam się o ścianę i zjechałam na chodzik. Położyłam się tam, cały czas z zamkniętymi oczami.
-Nic c nie jest?!
Nie odpowiedziałam, tylko mocno się w niego wtuliłam wdychając zapach jego perfum.

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 11.

Doszła jedna bohaterka. Abby Zapraszam do zobaczenia ^^
Roksana Schmidt:  Muszą, ale to nie znaczy, że będą ^^ Lubię załamywać ludzi.
Lena Angeles: Też wolę hiszpański. No mógł mógł. A co z tą randką będzie? Zobaczysz w następnym rozdziale :P
♥ Angie ♥: Hahaha twoje komentarze mnie załamują psychicznie, ale pobudzają moją wenę :P NO poszedł na randkę i co ma zrobić? Idzie i tyle :P
Alexa Maslow: Są ludzie, którym się nie podoba. I znam wielu takich ludzi.
To zapraszam :*
****
-Załóż to.- wyrzuciłam z szafy ubrania i rzuciłam je na łóżko.
Stałam w pokoju Jamesa przyglądając się jego ubraniom. Ręce miałam założone na biodra i przyglądałam się jego kolekcji.
-Okey. Coś jeszcze do tego?
-Te nieśmiertelniki.- wskazałam na dwie wiszące blaszki.- I te buty. Hmm... może jeszcze kurtkę, jakby było zimno.
-Na pewno będzie. Dobra idę się przebrać.- wszedł do łazienki i zamknął drzwi. usiadłam na łóżku.
Nie wziął nieśmiertelników. Będę musiała mu przypomnieć. Spojrzałam na dwie metalowe blaszki, na których wyryte były imiona jego rodziców i jakieś daty, po których można było się domyślić, że to dzień urodzin i śmierci.
Widać było, że bardzo ich kochał, mimo wszystko. Mimo tego co się potem stało.
Ja swoich też kochałam, szanowałam. Ale ostatnie dwa lata były jakieś... inne. Bez przerwy kłótnie, szarpaniny. Nie tylko miedzy nimi, ale także między mną  a mamą, czy tatą. Jeszcze to jak Misty wyjechała.
-I jak?- zapytał, gdy wyszedł z łazienki.
-Świetnie! Tylko czegoś zapomniałeś.- wręczyłam mu wisiorki, które od razu założył na szyję.
Chciałabym mieć takiego chłopaka.
Albo inaczej, tego chłopaka.
-Dziękuję za pomoc! Jesteś cudowna- James podszedł i mocno mnie przytulił. Automatycznie również go objęłam i wtuliłam w jego koszulkę.
-Jak ładnie pachniesz!-mruknęłam i zaczęłam go wąchać.- Playboy?
-Dokładnie. Prawda, że śliczny zapach?
-Tak, ale wcześniej go od ciebie nie czułam.
-Używam na specjalne okazje.-uśmiechnął się.
Czyli jak szliśmy do McDonalda to nie była  specjalna okazja?!
Dobra Miley ogarnij się. Najpierw wypominasz do siebie, żeby to nie była randka, a teraz co?
-Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił.
-Ja też. I cieszę się, że mi pomogłaś. I że nadal jesteś moją przyjaciółką.
-Nie przesadzaj. Może nie przyjaciółką.-mruknęłam.
-Co?-zapytał trochę zdezorientowany, ale zarazem zdenerwowany- Raz mówisz, że jesteśmy przyjaciółmi, innym razem, że kumplami. Zastanów się co mówisz i mi powiedz. Może jutro się dowiem, że jestem twoim wrogiem, albo jeszcze lepiej, ze się we mnie zakochałaś!
-A skąd wiesz, że tak nie jest?! Nie jesteś w mojej głowi, więc nie wiesz co myślę. A tym bardziej w moim sercu, żebyś dowiedział się co czuję!
Po tych słowach wybiegłam z jego pokoju, rzuciłam głośne "Do widzenia" do babci Jamesa i wybiegłam stamtąd. Udałam się w kierunku przystanku autobusowego. Długo nie musiałam czekać, żeby moja "limuzyna" przyjechała. Zapłaciłam kierowcy i usiadłam na jednym z siedzeń, obok staruszki. Łzy od razu mi poleciały.
-Hej, przestań płakać. Masz chusteczki.- powiedziała starsza pani i wyjęła z torebki małą paczuszkę chusteczek.
-Dziękuję.-wytarłam oczy.
-A teraz mów co się stało.
-No nie wiem.- nie byłam pewna, ale gdy spojrzałam w oczy  tej pani od razu wiedziałam, że mogę jej ufać- No dobrze. Jest chłopak. Na początku go za bardzo nie lubiłam, denerwował mnie i gwiazdorzył. Ale on od początku mnie wspierał, pomagał, co również było powodem tej nienawiści, bo nie lubię gdy ktoś się nade mną lituję. Ale potem lepiej go poznałam. On.. no ja... no chyba mu się podobałam, ale go spławiłam i od się pogodził i uznał nas za przyjaciół. Teraz ja sama nie wiem. Niby za nim nie przepadam, ale z drugiej strony mi się podoba.
-A może mu powiesz to co mi? Idź za głosem serca.
-raczej nie. On teraz idzie na randkę. Właśnie od niego wracam. Strasznie się pokłóciliśmy.
-To teraz mam do ciebie prośbę. ja muszę wysiadać i daję ci zadanie: zastanów się czy możesz mu zaufać. Do widzenia.
-D-do widzenia...
Staruszka wysiadła, a ja podążyłam za nią wzrokiem. Nie rozumiałam o co chodzi. czy chodzi o to, żebym zaufała sercu, które podpowiada "Tak, tak idź do niego i powiedz jak bardzo go lubisz!", czy Jamesowi, któremu powierzyłam wiele swoich spraw.
Więc odpowiem sobie na obydwa pytania.
Wysiadłam z autobusu i udałam się w kierunku domu. dziadka nie było, pojechał na comiesięczne badania kontrolne do lekarza, więc mogłam posiedzieć sama. Zamknęłam drzwi od środka i udałam się do pokoju. Spojrzałam na telefon. Zaskoczyło mnie to. 3 wiadomości od Jamesa i 5 nieodebranych połączeń.
Okay... potem je przeczytam. Teraz mam coś ważniejszego do roboty.
Usiadłam na łóżku z gitarą i zaczęłam grać. Coś co znałam od zawsze, na pamięć.
Czy mam zaufać sercu?
Nie raz zapędziło mnie w kłopoty. Gdybym tak nie cierpiała, nie spędziłbym tyle czasu w poprawczaku. Gdybym się dwa razy zastanowiła, zanim wstąpiłabym w szeregi Alexis i Megan. Teraz nie miałabym tej blizny na ręce, ani roztargnienia w głowie. Serce popełniało za dużo błędów, więc nie wolno mu ufać, ale to nie znaczy, że...
Nie mogę ufać Jamesowi?
Powiedziałam mu wiele rzeczy o sobie. Większość, której nikt nie znał. To było przełomem w moim życiu. Odważyłam się komuś to powiedzieć i spuścić kamień z serca.
Z serca, o ironio!
On też wiele o sobie opowiedział. Co sprowadza się, że mówiłam mu to z przymusu. On mnie, ja jemu. Tak jakbyśmy się wymieniali, albo jedno kupowało coś od drugiego. To było jak jakiś ciąg. Gdyby on ode mnie tego nie oczekiwał, nie poszukiwał, nie wypytywał sama bym mu nie powiedziała.
To znaczy, że nie zdobył jeszcze mojego zaufania.
Tak, to znaczy, że nie powiem mu nic. Będziemy przyjaciółmi. Tak, przyjaciółmi...
Wzięłam telefon. W obydwu wiadomościach przepraszał, że mnie obraził i chce wiedzieć dlaczego tak wybuchłam.
Poniosło mnie, miałam zły dzień. Powodzenia na randce. SMiley :) 
PS: teraz zrozumiała dlaczego SMiley. S od Starka i moje imię :D 
Teraz pisząc to kapnęłam się o co chodzi z jego zabawą słowem. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i po chwili dostałam odpowiedź:
Dziękuję. Właśnie wychodzę Smiley. 
PS: Nie o to chodziło. Po prostu uwielbiam jak się uśmiechasz <3
Padłam na łóżku, lecz po chwili dostałam kolejną wiadomość.
Czekam na ciebie z Abby. Mam nadzieję, że z nami idziesz? 
Szybko wstałam, przebrałam się i zeszłam na dół. W lusterku zobaczyłam nieogarniętą dziewczynę, wiec szybko wróciłam na górę i się uczesałam i poprawiłam makijaż.
No to jestem gotowa na zabawę!

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 10.

Pierwszy raz w życiu się spóźnię.
Nie, nie do szkoły. Na spotkanie.
Właśnie idę się spotkać z Blancą. Omówiłyśmy się na pizzę, u niej w domu. Miałam być… jakieś 40 minut temu. I  nie chodzi o to, że zapomniałam, czy za późno wyszłam.
Po prostu nie mogłam znaleźć tego bloku. Jestem już w 4 z kolei i pukam do drzwi z przyklejoną liczbą „116”, gdzie każde są na 3 lub 4 piętrze. Te głupie budynki nie były ponumerowane.
-Przepraszam, czy tu mieszka Blanca?- zapytałam.
-Przykro mi dziecko, ale nie. – odpowiedziała mi staruszka, która gdybym się uparła, mogłaby być babcią koleżanki.
Zbiegłam szybko, przeskakując co drugi schodek i ruszyłam do kolejnego bloku. Tam zawyłam ze szczęścia. Przed drzwiami stała Blanca! W podskokach podeszłam do niej i mocno uściskałam. Ona się tylko uśmiechnęła  i złapała mnie za rękę.
-Co tak długo?!
 -To nie moja wina, że nie ma numerów bloków tutaj!
-Właśnie, że twoje! Nie zauważyłaś, że zamiast na dole wszystkie mają liczby na górze. Takie wielkieeee! Pokazała rękoma ich wielkość, a potem wskazała na szczyt budynku. Na białej ścianie widniał pomalowany na złoto napis „G. Waszyngtona 6”.
-Załamałam się. – mruknęłam i od razu popędziłam na górę. Znowu na 4 piętro!
Gdy tylko dotarłyśmy do jej mieszkania trójka dzieci od razu przybiegła do nas. Jedna z dziewczynek wyglądała na 10 lat, druga na 8, chłopiec chyba miał z 12, a z pokoju było słychać płacz małego dziecka.
-Dużo was tu.
-Rodzice i nasza szóstka. Mam jeszcze dwa lata starszą siostrę. Pewnie jest u chłopaka. Mamy tu 4 sypialnie i salon. Znaczy w salonie śpią rodzice z Zack’iem.
-To ten maluch?
-Tak. A teraz chodź do mnie. Dzięki Bogu jest tylko mój! – zaciągnęła mnie na wprost wejścia i weszłyśmy do jej pokoju. Nie był jakiś wielki, ale wystarczający. Na biurku leżały dwa talerze, szklanki, zgrzewka coli i trzy pudełka pizzy. – Nie wiedziałam jaką chcesz, więc zamówiłam hawajską, wegetariańską i z kurczakiem. Nie gniewasz się?
-Spoko, więcej jedzenia! Ile mam ci oddać?
-Rozliczymy się potem. Siadaj. Gdzie wolisz- wskazała na łóżko, potem na fotel, taką jakby dużą poduchę.  Wzięłam jedno pudełko i rzuciłam się na fotel i zaczęłam jeść.
Ogólnie wieczór minął nam super. Najadłyśmy się strasznie i jeszcze dużo zostało, więc poczęstowałyśmy młodsze rodzeństwo Blancy. Jak oni się nazywali? Rebecca, Ashley i… chyba Mitchell. No mniejsza o to. W końcu po maratonie horrorów i jedzeniu usiadłyśmy na łóżku i patrzyłyśmy sobie w oczy.
-Opowiedz mi coś o sobie. – zaczęłam.
-Hmm… Mam trzy siostry i dwóch braci, lubię szary i nutellę. Jestem od ciebie rok młodsza, czego pewnie się domyśliłaś. To takie oczywiste rzeczy. A teraz konkrety. Co jeszcze mogę powiedzieć? Moja babcia jest Francuzką, dlatego tez kocham ten język. Uczyła mnie go od małego, co mi na dobre wyszło bo poznałam ciebie. Ogólnie urodziłam się w Kanadzie. Moja mama jest Kanadyjką, no a tata w połowie Europejczykiem. Mieszkała tam , w sensie w Kanadzie, przez  12 lat. Tutaj jest trochę… inaczej. Jestem trochę nieśmiała. Mam przyjaciółkę Abby, niestety wyjechała na wymianę międzyszkolną. Teraz jest w Hiszpanii, potem was zapoznam. Wraca jutro i idziemy na imprezę. No nie wiem, chyba tyle.
- To teraz ja. Uwielbiam oglądać gwiazdy. Mam starsza siostrę z którą nie rozmawiałam od ponad 3 lat.  Urodziłam się w Nowym Yorku. Lubię fioletowy i zielony. Mieszkałam przez rok we Francji, dlatego uwielbiam ten język. Chodziłam tam przez rok do szkoły. Jest tam lepie niż tutaj, ale to szczegół. Kiedyś zadałam się z niewłaściwym towarzystwem i miałam poważne konsekwencje…
-Hej nie smuć się! –powiedziała. Nie zdałam sobie sprawy, że łza poleciała mi po policzku. -  A tak w ogóle pójdziesz z nami? W sensie ze mną i Abby.
-Mogę iść. –otarłam łzy z policzka- Co teraz robimy?
-Nie wiem. Ty jesteś gościem. Wybieraj.
-Opowiadaj jak było z twoimi chłopakami.
-Miałam dwóch. Byli okropni! Z jednym chodziłam przez miesiąc, z drugim przez 4. Ale to była udręka. Cały czas opowiadali o sobie, przechwali się, wszystko wymuszali, jeśli wiesz o czym mówię. – puściła mi oko, a ja kiwnęłam głową- A teraz jestem w szczęśliwym związku. Od jakiś… 11 miesięcy. A teraz opowiadaj! Co z tobą i Jamesem?! Cała szkoła ma was na językach!
-Naprawdę? – zdziwiłam się. Wydawało mi się, że to normalna znajomość.
-Tak! Przecież wiesz, on jest byłym kapitanem drużyny w piłce nożnej. I jeszcze chodził na różne turnieje w bieganiu, typu sztafeta czy po prostu bieg na 100 metrów.
Dlaczego mi o tym nie powiedział? Niby wiedziałam o jego nagrodach, ale on się nie domyślił, że je widziałam. Dlaczego mi o tym nie powiedział? Ja mu zaufałam, powiedziałam wiele rzeczy, których nikt nie wiedział. Chociaż? Czy wszystko mu powiedziałam? On też wiele o sobie opowiedział. Może nie powinnam mu tego zarzucać?
-Ziemia do Miley! Opowiadaj!
-Och… przepraszam. Jest po prostu kolegą, z którym robię projekty. Mogę z nim pogadać. Tyle.
-Ale ty nie widziałaś jak na ciebie patrzy? Z takim uczuciem, jakby się o ciebie martwił, czy zaraz nie stanie ci się krzywda, czy będzie mógł ci pomóc. Każdy to zauważył! KAŻDY! Dlaczego nie ty?
-Skąd mam to wiedzieć? Nie patrzę w jego oczy jak prawie wszystkie dziewczyny w szkole.
-To powinnaś zacząć. On musi coś do ciebie czuć. Naprawdę nie zrobił czegoś co mogło o tym świadczyć?
-No próbował mnie pocałować. I raz to zrobił w policzek. I cały czas mówi do mnie Smiley… Podwozi mnie do szkoły, cały czas zaprasza do siebie… Pociesza mnie…
-I na taką odpowiedź liczyłam! Musiał się w tobie zakochać.
-Czyżby?
Tylko nie to. Nie chcę, żeby wszyscy jeszcze więcej o mnie mówili, rozgłaszali plotki i w ogóle wszystko! To będzie okropne. Ciekawe jak musiałabym go zniechęcić do siebie.
-Fakty same o sobie mówią. Musisz mu się P R Z Y N A J M N I E J podobać. A co z tobą? Czujesz coś do niego?
Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Z jednej strony chciałabym, żeby mnie kochał, lecz z drugiej to będzie trudne.
-Słuchaj jest już 11 w nocy, dziadek się będzie martwił. Dzięki za super wieczór. Ile mam ci oddać za pizzę?
-Dobra nie oddawaj. Chciałam z kimś posiedzieć i od razu podziękować za pomoc wtedy.
-Okay. Ja lecę. Ucałowałam ją w policzek, pożegnałam się z jej rodzicami i rodzeństwem i wybiegłam. Po drodze minęłam się z jej siostrą i na dole już zwolniłam.
Nienawidzę uciekać od problemów.
Ale teraz uniknęłam pytania, na które sama nie znałam odpowiedzi. Jeśli powiedziałabym, że nie wiem pomyślałaby że nie chce jej mówić. Jeśli powiedziałabym tak, piszczała by w niebogłosy i w pewnym momencie James też by się dowiedział. A jak bym powiedziała nie, ona by mi nie uwierzyła i zaczęła dopytywać o szczegóły, mówiłaby, że kłamię, lub żartuję.
Sama się w tym pogubiłam. Nie rozumiem tego.

Wiem tylko, że wszystko sprowadza się do tego, że on mi się podoba. 

Rozdział 9.

Haahhahaah! Mam internet!
W nagrodę dodam jeszcze dzisiaj 10, lecz skomentujcie oba, dobrze?
Roksana Schmidt: Tak był plan, żeby się pokłócili :P
Alexa Maslow: Jak każdy! haahah, ta moja skromność :P
♥ Angie ♥: Nie mów tak o babci ;( Jej będzie smutno :( Nie ważne, ze jesteś trzecia, ważne , że komentujesz <3 Każdy komentarz jest dla mnie ważny, to własnie twój przyczynił się do tego, że piszę ten rozdział (poprosiłam o min. 3 komenty :P )
Lena Angeles:Wiem, że jest głupia :P Wiesz, ze planowałam tak zrobić? Ale wtedy by znowu trafiła do poprawczaka. A wtedy nie mogłaby kolegować się z Jamesem. A TEGO NIE CHCEMY!
Daria Maslow: NO musieli się pokłócić! Właśnie piszę rozdział :P
I proszę, linki piszcie w spamie. To ostatnie kieruje do was wszystkich ;(
A teraz zapraszam na rozdział :*
***
-James.- szarpnęłam szatyna za rękaw, gdy rozległ się dzwonek na kolejną lekcję, czyli francuski.
-Co chcesz?- zapytał wrogo.
-Przepraszam.-mruknęłam-Słyszysz? Przepraszam! Byłam zdenerwowana. I ogólnie przerażona, ty uratowałeś mnie przed blizną, jak i nie gorszym, a ja cię obraziłam. Nie uważam, że jesteś taki jak inni.
-To jaki jestem?- zapytał smutno.
-Jesteś szalonym, miłym, zabawnym chłopakiem, który jest na prawdę przystojny. Nie wierzysz w stereotypy. Jesteś gentlemanem.
-Dobrze. wybaczam- mocno mnie uściskał i ruszyliśmy w kierunku sali- A ty jesteś też inna. nikt nie jest taki sam. Może tylko udawać kogoś. Ty jesteś zabawną, skromną dziewczyną, niepewną swoich uczuć. Skrytą w sobie. Nikogo nie obrażasz. No chyba, że ta osoba sobie zasłuży- ostatnie zdanie powiedział szeptem i razem weszliśmy do sali.
Usiadłam w pierwszej ławce. Czyli tam gdzie zwykle. Trochę było to nie wygodne. Nie jestem jakaś najniższa w klasie, są osoby wyższe, ale też niższe. A najdziwniejsze, co mnie zadziwiała od początku, ławki były podwójne. W innych szkołach do których chodziłam wszystkie były dla każdego osobno.
Ale te podwójne ławki dawały mi możliwość bliższego siedzenia, co przy czym idzie również go lepiej poznać.
Stop, Miley stop. Ogarnij się. Jak go poznasz to się w nim zakochasz. Już teraz ci się podoba...
CO JA GADAM?!  Odbija mi totalnie. Lepiej  by było, gdybym go nie znała. Wtedy wszystko poszłoby lżej...
-No to moi kochani, kto chciałby się zapisać na koło zainteresowań z języka francuskiego? zapytała, drobna kobieta, czyli nasza nauczycielka. Podniosłam rękę i podałam swoje nazwisko.-Przyjdziesz dzisiaj?
-Dobrze, będę.
***(Po zajęciach)
Właśnie wychodziłam z sali. To kółko przeminęło bardzo przyjemnie. Podążyłam w kierunku swojej szafki, lecz po drodze zauważyłam jak kilku chłopaków zabiera jakiejś dziewczynie torebkę i ją rzuca miedzy sobą.
-Zostawcie ją!- rzuciłam swój plecak i podbiegłam do niej. Z jednym zaczęłam się szarpać i wyrwałam torbę z jego rąk, po czym obaj dostali w twarz.- Nie fajnie jest komuś dokuczać, a teraz wynocha!
-Dziękuję...-mruknęła cicho dziewczyna, gdy tamci odbiegli. rzuciłam jej uśmiech i podeszłam do swoich rzeczy, chciałam iść dalej.- Jestem Blanca. Chodzimy razem na koło francuskiego.
-Naprawdę?- zatrzymałam się.- Ja jestem Miley.- wróciłam się i podałam jej rękę.
-Może podziękuję ci za pomoc i zaproszę do siebie za piątek?
-Dobrze, nie ma problemu. Masz mój numer, wyślij mi sms'a z adresem.
-Dobrze nie ma sprawy.- schowała karteczkę do plecaka i wyszła ze szkoły.
Wróciłam do szafki i schowałam potrzebne mi zeszyty do plecaka. Zauważyłam, że telefon mi migał.
Ktoś do mnie napisał. A tym ktosiem był James.
Potrzebuję rady. W sobotę idę na randkę i potrzebuję kobiecej rady. Wpadniesz do mnie?
Zmroziło mnie. Trochę się poczułam niekomfortowo.
ok
Zdołałam wystukać na klawiaturze i ze łzami w oczach wróciłam do domu.

sobota, 7 września 2013

Informacja

Hej Kochane! Pewnie się zastanawiacie dlaczego nie ma rozdziałów,otóż w domu mam remont i wiecie jak jest. Przez to piszę u koleżanki ;). Rozdział powinien być w weekend. Trzymajcie się :).

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 8.

Hahahaha dobił mnie jeden komentarz. Mam wenę, więc szybko napiszę i dodam ten rozdział :P Na razie nie będzie zdjęć :(
I zawsze na początku będę dodawała odpowiedzi na wasze komentarze. Cieszę się że ktoś zadał pytanie w innej zakładce :D
Looknijcie jaki filmik znalazłam ;x
ⒶⓃⒼ: na bloga chętnie zajrzę. Już do zakładek dostałam ^^ Musiałam to zrobić. Och pocałować Jamesa. Ale na serio: po przyjacielsku, tak jak ja z koleżankami na obozie :P Odpowiedziałam na twoje pytanie ;)
Lena Angeles: Jak coś to ci będę przypominać.
Anonimku: Dziękuję :* Jeśli będziesz stałą czytelniczką, to podpisuj się, proszę <3 Bo potem piszę podziękowania. Wiesz ni musisz zakładać konta, ale wymyśl sobie jakąś nazwę ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeśli chcecie być powiadamiani o nowych rozdziałach piszcie pod któryś z tych numerów:
służbowy: 47527287
prywatny:74568094
Zajrzyjcie do zakładki SPAM, proszę :*
Zapraszam na 8 <3
*********
Wyszliśmy z sali. Byłam trochę zdziwiona tym moim odważnym wyczynem. Pocałowałam Jamesa, mimo że przed wszystkimi wyznaję że go nie lubię. Choć w pewnym stopniu tak jest.
Skoro tak jest to po co go całowałaś?
Z przypływu szczęścia.
A może ci się podoba?
Yyy? No chyba raczej nie.
-Ej co nic nie mówisz?- zaśmiał się Maslow.
-Kłócę się. odparłam szczerze, a on parsknął śmiechem.
-Z kim? A przede wszystkim o czym?
-Ze sobą. Wiesz: taka normalna ja. - odpowiedziałam, mając nadzieję, że nie dopyta się o szczegóły.
-Tez mam tak często. Wewnętrzna kłótnia, o to co powinno się zrobić, a co nie.
Na moje szczęście nic więcej nie mówił. Udaliśmy się na stołówkę i zaczęliśmy iść w kierunku ostatniej ławki. Nagle jakaś blondynka zawołała:
-Hej, James. Może usiądziesz z nami, a nie zadajesz się z taką złodziejką jak ona?
Więc o to chodziło. Od początku mieli mi za złe ten poprawczak.
-Wiesz. Wolę z nią usiąść.- mruknął i chciał iść dalej, lecz tamta do nas podbiegła i pociągnęła go za rękę. Ja szłam dalej.
-Niech sobie idzie. Ona po prostu chce się z tobą zadawać, aby zdobyć reputację. Wiesz jakie są takie złodziejki?
-Ja nie kradnę.- wycedziłam przez zamknięte zęby. Postawiłam tackę na stoliku obok i odwróciłam się. Stanęłam przed nią i spojrzałam jej w oczy.
-Masz coś do mnie?!
-Tak. Jesteś zwykłą suką. Wykorzystujesz to, że jesteś z nim w parze, żeby zdobyć sławę.
-A ty jesteś dziwką i przeleciałaś każdego w tej szkole, mimo, że jesteś rok młodsza ode mnie!
-A co? Ty pewnie nie jesteś lepsza. Z chęcią byś rozkochała w sobie Jamesa, i okradła to co ma.
-Jakoś byłam u niego i jeszcze ma wszystko!
-Jesteś tego pewna?
-Tak! Jestem tego pewna!- może nie do końca, bo wysłałam spojrzenie Jamesowi- Może popełniam błędy, bo jestem tylko człowiekiem! A ty? Jesteś bezdusznym ciałem, który wszystkich wykorzystuje. Jesteś w tej szkole bo masz kasę. Choć nie sądzę, że tylko to sprawiło, że przechodzisz do kolejnych klas. Zapewne dałaś dupy dyrektorowi.
-A jeśli nawet, to co? Zrobisz mi coś?
-A to, że wszystko nagrałam.
Zawsze noszę włączony dyktafon w kieszeni. Odkąd dziewczyny mi groziły. Nie miałam dowodów, żeby zgłosić to na policję, więc się bałam. Wtedy zaczęłam nosić wszędzie włączony telefon z nagrywaniem, albo zwykły dyktafon. Blondynie mina zeszła i odsunęła się na krok.
-I co z tym zrobisz? Moim rodzicom pokażesz?
-Kuratorium. Oni się tobą zajmą. I cieszę się, że dyrektor się zmienił w ty roku, bo ten poprzedni był chujowy.- uśmiechnęłam się sztucznie. Molly, czy jakoś tak, tupnęła noga i się odwróciła. Chciała odejść, lecz gwałtownie się zatrzymała. Poderwała z jakiejś tacki nóż i skierowała się w moją stronę. Już nacelowała na moją szyję, gdy nagle jej dłoń zawisła w powietrzu. Otworzyłam wpółprzymknięte oczy i zobaczyłam jak James trzyma ją za rekach i ostrożnie wyjmuje jej nóż z rąk.
-Nie biję dziewczyn, ale jeśli raz powtórzysz takie coś, to pomyślę, żeby zrobić wyjątek nad tą zasadą.- mruknął do niej, wziął swoje jedzenie, a potem moje. Podał mi rękę i w ciszy ruszyliśmy do stolika. Usiadłam szybko tyłem do reszty uczniów i wzięłam do ręki puszkę. Wzięłam kilka dużych łyków i odstawiłam ją z powrotem.
-Nienawidzę jej.- mruknęłam- Tak w ogóle to nienawidzę wszystkich ludzi. Oprócz mojego dziadka. I mojej siostry, której dawno nie wdziałam.
-Mnie też?
Ciebie nie. Ciebie tak połowniczo. Albo tak mi się zdaję.
-Mnie tez?- powtórzył pytanie.
-Ciebie może nie. Ale ci nie ufam. Myślę, że nikomu już nie zaufam.
-Dlaczego?
-Zobacz jacy ludzie mogą okazać się dwulicowi.- mówiłam normalnie, ale że panowała niezręczna cisza większość ludzi mnie słyszała.- Są chamscy, napuszeni, prostaccy. Wydzielają komuś role w życiu i nie pozwalają mu być sobą.
-Nawet ja?! Powinnaś wiedzieć, że taki nie jestem!-krzyknął- A nawet jeśli mnie nie znasz, to mnie nie oceniaj.
-Uważam, że wszyscy tacy są.
-Nawet ty?!
-Nawet ja!
-To co powiesz. Kim jestem dla ciebie? Kolegą, znajomym, osobą z która robisz projekt, kimś do kogo udajesz. A może jakąś inną rolę dasz mi w swoim scenariuszu?
-Podobno chcesz być aktorem, więc dla ciebie to nie problem.- mina mu zeszła. Gwałtownie wstał wziął tacę i ruszył do innego stolika. Dzięki Bogu nie usiadł z Molly.
No i co ja narobiłam?
Aferę. Z niczego. Nie dość, że mnie bronił to jeszcze go obraziłam.
Ale czy właśnie nie był taki zamiar?
Żeby odsunął się ode mnie? Zraził? Przestał zadawać.
Może on się zakochał? Tak to by nie chciał mnie pocałować.
Może znaczę dla niego coś więcej? Może on mnie rozumie? Może powinnam mu zaufać...?
******
CZYTASZ=KOMENTUJESZ.

Rozdział 7.

Sporo mnie nie było. Byłam z tatą za granicą i nie miałam kiedy napisać rozdziału. Ten będzie taki trochę nudny, ale postaram się jeszcze dziś coś dodać, oczywiście jak będą komentarze.U mnie na stronie szkoły jest już plan lekcji. W soboty/niedzielę dodaję rozdziały na tego bloga. A na bloga z Julka jeszcze ustalimy, kiedy ona, kiedy ja. Ale prawdopodobnie we wtorki. Tak patrzę na mój plan i myślę: co powiecie na czwartki? Pod warunkiem, że będą komentarze ^^ Bardzo się cieszę, bo pod 6 były aż 4 <3. Mam nadzieję, że zajrzycie też na moje inne blog, których są linki. Jeden dotyczy BTR, a drugi tak nie za bardzo :) Tam są tylko ich imiona i zdjęcia. Ale to zupeeeełnie coś innego. Soooł:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ. WAŻNE, ŻEBYM DALEJ PROWADZIŁA TEGO BLOGA ;) 
Napiszcie czy pasują wam czwartki.
Daria Rusher-Maslower: Pff pewka, że nie będzie mi przeszkadzać ;D Jeszcze będę może miała więcej czytelników?
Lena Angeles: mogłabyś się trochę rozpisać :P Znam cię (albo mi się tak zdaje xD) i możesz ocenić :D
Alexa Maslow: Zajrzałam do ciebie, a to nowa notka!!!
ⒶⓃⒼ: no mieli ciężko, o to własnie chodzi. Wszystkim się wydaję, że idzie w dobrym kierunku, ale uwierz mi: nie będzie tak kolorowo ^^ Uwielbiam mieć władzę w blogach, i dzięki temu radośnie będzie dopiero na koniec. W 76 rozdziale :P Z chęcią zajrzę na blogi ^^
A teraz miłego czytania kochane :*
PS: Jeśli chcecie być powiadamiane o nowych rozdziałach lub macie jakies pomysły piszcie na ten numer:
47527287
**********
Własnie skończyliśmy opowiadać o naszym projekcie na historię. Nauczyciel wpatrywał się w nas swoim świdrującym wzrokiem. Trochę się stresowałam. Od tego zależy ostatni rok mojej nauki. Znaczy... między innymi.
-Dziękuje. Możecie usiąść.- powiedział po jakiś 5 minutach natarczywego wpatrywania się w nas. Miałam spocone ręce, więc kartki przyklejały mi się do dłoni. James ściągnął planszę z tablicy, a ja wyłączyłam rzutnik. Usiedliśmy na swoich miejscach. W klasie panowała niezręczna cisza, którą nagle przerwał profesor:
-Oceny wam podam na koniec. A teraz przejdźmy do tematu lekcji...
No super. 30 minut siedzenia w niepewności. Spojrzałam się na Maslow'a. Było widać, że też się stresuje. Patrzył się przed siebie zamyślonym wzrokiem. Czasem się zastanawiam nad czym on się tak zastanawia. Miał minę taką samą, jak wtedy gdy powiedziałabym mu o wypalonej bliźnie. Gdybym mogła czytać cudze myśli...
Wyciągnęłam rękę i założyłam mu włosy za ucho. On się tylko wzdrygnął i spojrzał na mnie.
-Chyba nie jestem, aż taka przerażająca, co?
-Nie- mruknął- nie jesteś...- uśmiechnął się blado. Jego oczy wyrażały smutek. Po chwili znowu spojrzał w tamto miejsce i na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
I kto mówi, że kobiety jest trudno zrozumieć?!
-Po prostu wyobraziłem sobie, że dostajemy najlepszą ocenę w klasie. Że nasz projekt był najlepszy i mamy go zaprezentować przed całą szkołą... - cały czas się śmiał, a ja wpatrywałam się w niego zdziwionym wzrokiem. To dlaczego był smutny. Nagle zakrył białe ząbki, a z oczu zniknęły ogniki radości i dumy. Znowu był rozczarowany.- Ale wyobraziłem też sobie, że moi rodzice są szczęśliwi. Że mi gratulują. Jak tata mówi "dobra robota synu", a mama ma łzy w oczach. Jak Maya rzuca mi się na szyję i mocno przytula. "Chciałabym być taka jak mój braciszek". Kiedyś tak mówiła wszystkim ludziom, którzy się jej pytali co będzie robić. 
Żal ścisnął mi żołądek. Nie mogłam wydobyć żadnego słowa. Wiedziałam, że takie wyobrażenia czynią cię zupełnie innym człowiekiem. Wtedy zapominasz o tym co złego zrobiłaś, z kim się pokłóciłaś, kogo zraniłaś. Jesteś osoba, która znajdowała się w twoim sercu przed różnymi katastrofami. -
-Często tak miałam, że wspominam sobie siostrę.- powiedziałam, a on wysłał mi zdumione spojrzenie. 
Chciało mi się płakać. łzy nie są odznaką słabości, tylko wrażliwości i uczuć. Ale ja nie umiałam płakać. Rzadko się wzruszam, choć miałam uczucia. 
Moja siostra. Jest ode mnie 9 lat starsza. Byłyśmy ze sobą bardzo zżyte. Wszędzie chodziłyśmy razem. Kiedy rodzice byli w pracy ona się mną opiekowała, zamiast wychodzić ze znajomymi. Kilka miesięcy przed śmiercią rodziców bardzo się z nimi pokłóciła i wyjechała do Europy. Wiele razy próbowałam z nią rozmawiać. Skontaktować się. Ale odizolowała się od nas. Raz tylko wysłałam jej sms'a o śmierci rodziców. Ona nic nie odpisała. Poczułam się jakby wszystko w moim życiu zniknęło. Siostra, rodzice, szczęście. Od tamtej pory mówię wszystkim, że jestem jedynaczką. No prawie wszystkim...
-Miałaś siostrę? 
-Nadal mam. Znaczy tak mi się wydaję...
-Wydaję ci się? 
-Nie widziałam jej 3 i pół roku. Wyjechała do Hiszpanii i ze mną nie rozmawia. 
-A jak się nazywa, ile ma lat? 
-Nazywa się Misty. Ma 27 lat. 
-Duża różnica...
Potem siedzieliśmy w ciszy resztę lekcji. Tak niespodziewanie zabrzmiał dzwonek. Niespodziewanie, bo myślałam, że jest jeszcze jakieś 10, może nawet 15 minut do przerwy. Wszyscy szybko wyszli w sali, a ja stanęłam przy biurku nauczyciela. James próbował wyjść, lecz ja chrząknęłam i od prędko znalazł się obok mnie. 
-Macie 5.- szybko powiedział profesor. Pisnęłam ze szczęście i rzuciłam się na szyję Jamesowi. On mnie podniósł i zakręcił kilka razy wokół własnej osi. Spojrzałam mu w oczy i lekko cmoknęłam w usta.
-To po przyjacielsku- mruknęłam i się zaśmiałam.
-Dobre i tyle. Kilkanaście dni temu nie chciałaś nawet ze mną rozmawiać. 
-Proszę wyjść z sali i romansować na korytarzu, a najlepiej po lekcjach!- krzyknął pan od historii, a my wybiegliśmy z klasy.

Taki trochę krótki, no ale jest ^^ Mnie się średnio podoba. Taki zwykły nic nie znaczący rozdizał. Po po prostu, żeby nie czekać. Jak będą komentarze będzie jeszcze dzisiaj (lub jutro) 8 ;)
PRZYPOMINAM!
CZYTASZ=KONENTUEJSZ

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 6.

Szłam w kierunku galerii. Cały czas rozmyślając co się stało u James. On na prawdę mnie pocałował? Od 4 dni starłam się go unikać, ale niestety- dziś byłam z nim umówiona do tego cholernego McDonalda. chciał ze mną pogadać. Szczera rozmowa. Przy jedzeniu. To nie jest randka. Jakby to była randka to byś się nie zgodziła, Miley. Ale skąd to wiesz? Może on uważa, że to nie jest zwykłe spotkanie? Ale wtedy nie zabrałby się do fast-food'u.
Palnęłam się w czoło z otwartej dłoni. Kłócenie się ze sobą w myślach. Zawsze spoko. Zobaczyłam jak mój kolega czeka przed wejściem i się rozgląda. Po chwili mnie zauważył i szeroko się uśmiechnął.
-Ślicznie wyglądasz. Uważam, że dziewczyny w sukienkach wyglądają cudownie.
-Dziękuję.- zarumieniłam się i podreptałam w kierunku wejścia. Maslow dołączył do mnie i szliśmy równym tempem obok siebie.
-Gdzie najpierw idziemy?- zapytał.
-Na kawę!- szybko odpowiedziałam i podążyliśmy w lewo, w kierunku fajnej kawiarni. usiadłam na dużym, czarnym fotelu, przy ciemnobrązowym stoliku. Wnętrze miało bezowy kolor, a na nim napisy w kolorze kawy. Spojrzałam na listę.
-Poproszę szarlotkę z bitą śmietaną i cappuccino- oznajmiłam kelnerce.
-Ja to samo- uśmiechnął się do blondynki James.
Po chwili na stoliku leżały dwa talerzyki z ciastem i dwie filiżanki waniliowego napoju. Rozkoszowałam się smakiem bitej śmietany połączonej z czarnym płynem zalewającym mój żołądek. nieświadomie zaczęłam mruczeć.
-Jak kot- mruknął Maslow i wziął kolejną łyżeczkę szarlotki do buzi.
-Po prostu nie znasz uroku tego ciasta- wystawiłam mu język.
-Dobra, dobra. A teraz opowiadaj o tam masz na ręce.- złapał mnie za nadgarstek i podwinął żakiet. Odruchowo odwróciłam wzrok od wypalonej gwiazdy.
-Dlaczego ja mam zaczynać? Może ty pierwszy?- chciałam zmienić temat.
-Ale jak ja powiem to potem ty, okey?
-Okey...
-Obiecujesz?!- naciskał.
-Tak!
-Jak moi rodzice się rozstali to tata nadal kochał moją mamę. Myślał,że jak umrze to lepiej zniesie to na odległość. no, ale on najlepszy w myśleniu nie był. Wprowadziłem się do niego. Dużo pił. Bardzo. Myślałem, że alkohol nie jest zły. Że dla przyjemności nic się nie stanie, jak trochę przedawkujesz. Ale, że wrodziłem się w tatę to się pomyliłem. Chciałem iść na boisko z kolegami, więc zacząłem szukać mojego ojca, żeby go zapytać czy mogę wyjść. Wiesz, chciałem być pewien, ze Maya może zostać pod jego opieką. Poszedłem do piwnicy, bo miał tam sprzątać i zobaczyłem jego ciało...- zaczął ściszać głos, który trochę mu się już podłamał- ...wiszące na sznurze. Wypuściłem piłkę z rak i zapłakany pobiegłem na górę. Wtuliłem się w siostrzyczkę i nie miałem nawet odrobiny odwagi, żeby zadzwonić pomoc.
-Dramatyczne przeżycia- mruknęłam.- Twoja przyrodnia siostra... Maya... ona była córką twojego taty?
-Tak i jego nowej dziewczyny. Nie wzięli ślubu, a jak dowiedziała się o jego śmierci, spakowała rzeczy i wyjechała. Maya i ja zamieszkaliśmy u babci. Przez jakiś czas chodziłem do psychologa. Masakra z tym. Ta facetka była jakaś dziwna. No, ale mniejsza. Jak już ci mówiłem: wrodziłem się w ojca. Więc potem, gdy zmarła Maya to się kompletnie załamałem. Zacząłem pić i palić, nie tylko papierosy. Najpierw z innymi, w grupkach. Potem sam. Szukałem każdego możliwego sposobu, żeby znaleźć choć butelkę piwa, czy jednego papierosa. W końcu babcia z dziadkiem zauważali to wszystko. W szkole pojawiałem się pijany, narajany lub na kacu. Ewentualnie w ogóle mnie tam nie było.
-Dużo cierpiałeś.- zauważyłam.
-Niestety.- zjadł ostatni kawałek ciasta i dopił kawę. Ja już skończyłam, gdy on opowiadał. Wyjął pieniądze z portfela i położył na stoliku.
-Ile mam ci oddać?- zapytałam poważnie, ale on zaczął się śmiać.
-Chyba coś ci się w głowie poprzewracało. Nie będziesz mi oddawać.
-Po pierwsze: nie lubię, gdy ktoś mi rozkazuje. Po drugie: to nie jest randka, żebyś za mnie płacił. Po trzecie: nawet jeśli byłaby to randka, nigdy nie pozwalam chłopakom płacić za siebie.
-Ale pozwól mi być gentlemanem.- mruknął wrogo. Przez chwilę popatrzyliśmy na siebie, po czym on jak gdyby nigdy nic roześmiał się i wstał. Podążyłam za nim.-Masz ochotę jeszcze na tego Maca?- zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową. Udaliśmy się do kasy i spojrzałam na menu, udając że wybieram. Zawsze zamawiałam to samo.
-Co będziesz jadła?- zapytał James.
-2 cheeseburgery, shake waniliowy, duże frytki.- uśmiechnęłam się, po czy pospiesznie dodałam- Ale na mój własny rachunek. tu już nie płacisz.
-Nie bój się, wszystko zapamiętałem.- wystawił mi język i gestem dłoni wskazał mi miejsce gdzie mam usiąść. Czekałam ok. 30 minut i dołączył do mnie mój kolega. Od razu złapałam się za frytki.
-To teraz twoje kolej- powiedział między kęsami, jedzonej przez niego tortilli.
-No dobrze.-zamyśliłam się. Co mu mogę powiedzieć. - Po tym jak moi rodzice umarli, całe szczęście ze mnie zniknęło. Wszystko się zmieniło. Moje wspaniałe "koleżanki" zaczęły mnie pocieszać. Powiedziały, że jak do nich dołączę, to zapomnę o stracie. Ale ich gang miał zasadę. Każdy nowy członek musi rozumieć co to ból. Jedni mieli wycinani żyletkami ten znak- wskazałam na mój nadgarstek- inni przeciętą wargę. Z tym samym znakiem. A ja, chyba miałam najgorzej. Żelazo było rozpalone do wysokiej temperatury, a potem przyłożone do mojej skóry. Trzymali mi tak ok. 3 minut. Chodziłam chyba miesiąc w bandażu. Teraz została tylko blizna.-oderwałam wzrok od mojej tacki. Jego oczy były szkliste i nieobecne, usta zacisnęły się w wąską linie, a ręka z jedzeniem zamarła w połowie drogi do ust. - Hej?! Był minęło. Nie przejmuj się mną. to było na moją odpowiedzialność.
-Ale jak można tak traktować człowieka?!- zapytał z niedowierzaniem.- Ja myślałem, że to ja tyle ścierpiałem, a tu po kilku twoich słowach uważam że ja to przy tobie pikuś.
-Każdy cierpi na swój sposób. Fizyczne i duchowe, każde boli. Tylko w jednym zostają ślady wewnętrzne, a w drugim zewnętrzne.
-Dobrze, ale mów dalej. Dlaczego trafiłaś do poprawczaka?
-W końcu zdobyłam respekt w tej grupie. Dwie najstarsze dziewczyny, Megan i Alexis jakby jej przewodniczyły. Planowały napad na sklep z markową odzieżą. Chciały ukraś pieniądze. Ja stałam na czatach. Nagle rozległ się alarm i zaczęłyśmy uciekać. No ale niestety złapali nas. Najpierw powiedziałam to co tobie, tylko bardziej szczegółowo, ale potem one mi zagroziły, więc zmieniłam zeznania i mam spokój. Uwolniłam się od nich.
Maslow się zamyśli. Resztę czasu rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie. Potem odwiózł mnie do domu i pocałował w policzek. Trochę mnie to zdziwiło. Jak tylko odjechał wytarłam go ręką i wbiegłam na górę.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 5.

-Dziadku! Po szkole idę do Jamesa. Skończymy ten projekt na angielski.
-Dobrze. Tylko nie wracaj późno.- ucałowałam go w policzek i wyszłam przed dom. Otwierając bramę zauważyłam, że po drugiej stronie stoi samochód Maslow'a. Westchnęłam zrezygnowana. Zaczęłam iść w kierunku szkoły, a samochód ruszył. Jego właściciel uchylił szybę i zawołał:
-Smiley! Właź do środka.
-Ile razy mam ci mówić, że nie jestem Smiley?!- stanęłam i warknęłam na niego.
-Dobrze, dobrze. Nie gniewaj się. No ale wejdź już.- zrobił minę psiaka, który narobił na dywan i chce uniknąć kary. Przewróciłam oczami i wsiadłam na tylne siedzenia.- Co tak się ode mnie oddalasz?
-Bo wysiądę trochę wcześniej. Nie chcę, żeby dziewczyny truły mi dupę, że się z tobą zadaję i chcę być popularna.
-Nie przesadzaj już tak. - uśmiechnął się.
Dalszą drogę jechaliśmy w ciszy i po kilku minutach znaleźliśmy się przed szkołą. Przełknęłam ślinę i szybko wysiadłam. Pobiegłam w kierunku budynku i znalazłam swoją salę. Oto co mi może poprawić humor: francuski! Uśmiechnęłam się w duchu. Spojrzałam na gablotkę wiszącą na przeciw drzwi. Laureaci konkursów, projekty, zajęcia wyrównawcze i kółko zainteresowań... Warto się zapisać. Szybko wyjęłam długopis i namazałam jak kura pazurem w zeszycie. Gdy stałam przed plakatami, ktoś położył ręce na moim ramieniu. Podskoczyłam ze strachu. Usłyszałam śmiech mojego projektowego partnera. Odwróciłam się i zmroziłam go wzrokiem.
-Bawi cię to?- zapytałam, mimo iż on nie przestał się śmiać.
-Trochę.- mruknął. Nagle zaczął czkać i wtedy to ja się śmiałam.
Rozmawiałam z panią od francuskiego o naszym projekcie. Powiedziała, że to bardzo dobry pomysł. Lekcje minęły spokojnie. Ostatni był wf, więc zmęczona całogodzinnym bieganiem i zaliczaniem wszystkich testów usiadłam na schodach przed szkoła i zaczerpnęłam głęboki wdech. Byłam zmęczona, a w oczach miałam mroczki. Prawie usnęłam na tym betonie, aż poczułam, że ktoś mnie podnosi. Nawet nie sprawdzałam kto. Wiedziałam, że to James. Położył mnie na tylnych siedzeniach i rzucił moją torbę obok mnie.
-Śpiąca królewna.- zaśmiał się.
-No chyba ty.- wystawiłam mu język i się przeciągnęłam.- Daleko mieszkasz?
-Jakieś 30 minut drogi samochodem.- odpowiedział i spojrzał na mnie. Nagle zmarszczył brwi i spojrzał się na moje nadgarstki.Odruchowo schowałam ręce do kieszeni. Szybko odwrócił wzrok na szybę.
-Co to jest?- zapytał głosem surowego rodzica.
-A co cię to obchodzi?- odpowiedziałam pytaniem, na pytanie. On tylko pokręcił głową i posmutniał.- może ci kiedyś opowiem, ale na pewno nie teraz. - dodałam, bo było mi go trochę szkoda.
-Może wyjdziemy gdzieś razem w sobotę?
-Mam ochotę na McDonalda. Dawno nie jadłam cheeseburgerów.
-Słucham?- gwałtownie się zatrzymał na czerwonym świetle?- Czy ty chcesz się niezdrowo odżywiać?
-Coś w tym dziwnego? - zapytałam zdziwiona.
-Bo dziewczyny głównie jedzą sałatki, piją wodę mineralną i to przeważnie dziewczyny są wegetariankami. Wiesz, dbają o swoją linię, mimo iż są jak sucharki. O! Sucharki też jedzą.
-Uwierz mi. Nie należę do takich. Uwielbiam zapach mięsa i smak niezdrowego jedzenia.- na samą myśl oblizałam usta.
-To dobrze- podsumował- Bo nie lubię patyczaków.- dodał.
Resztę drogi siedzieliśmy w ciszy. Już wybierałam sobie menu na sobotę. Nagle podjechaliśmy pod biały dom z basenem. Co ja gadam: jaki dom?! To była willa.
-Wow... - mruknęłam.
-Witam w moich skromnych progach- zaśmiał się i wyszedł z auta, żeby otworzyć bramę. Ja z rozdziawioną buzią siedziałam i się nie ruszałam. On wsiadł z powrotem do auta i podjechał pod garaż. Spojrzałam do lusterka i utrzymałam z nim chwilowy kontakt wzrokowy. Miał bardzo ładne oczy. Takie kocie. Choć nie do końca.... zielono-czekoladowe. Tak, to był trafniejszy dobór słów. W tych zielono-czekoladowych oczach latały iskierki rozbawienia, a na skroniach zrobiły się małe zmarszczki. To znaczy, że się śmiał.
-I z czego rżysz?
-Z twoich włosów.- znowu się uśmiechnął, a ja odruchowo złapałam się za głowę. O kurwa. Moje włosy! Wyciągnęłam szczotkę z torebki i zaczęłam je przeczesywać, przy okazji poprawiając też usta błyszczykiem. Wysiadłam z pojazdu i udałam się pod drzwi.
-Co się tak śpieszysz?- Maslow dołączył do mnie. Otworzył drzwi i z efektownym gestem dodał- Panie przodem.
-Dziękuje.- uśmiechnęłam się sztucznie i weszłam do środka. Wow... Duży biały korytarz, z półokrągłym sklepieniem. Po bokach wisiały rodzinne zdjęcia.
-Jaki ty byłeś uroczy- miałam taki zaciesz. Sama nie wiem dlaczego. To było takie słodki. Mały James.
-A teraz nie jestem?- zapytał z miną typu kot ze Shreka.
-Nie. A kto to- dotknęłam różowej ramki, w której była fotografia Maslowa z jakąś dziewczynką.
-To ja i moja siostra przyrodnia. Ja tu miałem chyba 15 lat, a ona 4. Miała na imię Maya.
-Miała?
-Umarła niedługo potem.- łzy zebrały mi się w oczach. Zauważyłam ją jeszcze na kilku zdjęciach i poszłam dalej. - Może chcesz coś zjeść? Jestem dobrym kucharzem.
-Możesz zrobić. Gdzie jest łazienka?
-W lewo, kawałek prosto i będzie napis "James" i obok tych drzwi jest moja łazienka.
-Dzięki- udałam się w wyznaczonym kierunku. Gdy stałam już przed moim celem zobaczyłam uchylone, białe drzwi. Na nich wisiała tabliczka, o której mówił James. Nie mogłam się oprzeć i zajrzałam do środka. Było tu pełno plakatów, zdjęć, rysunków. Na półkach leżało wiele nagród. Podeszłam bliżej i zaczęłam z nich ścierać kurz. Piłka nożna. Siatkówka. Nawet taniec. Dlaczego przestał to robić? Spojrzałam na wyświetlacz jego komputera. Kilka zdjęć, gdzie odbierał nagrody. Co się stało? Może taki sam powód jak zniknęła dziewczynka z mojej duszy...
Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi i zamarłam. Powoli się odwróciłam.
-D-dzień d-dobry- wyjąkałam.
-Witam. A mogę spytać kim jesteś?
-Smiley... to znaczy Miley- zaczerwieniłam się. To była pewnie babcia Maslow'a. - Koleżanka z klasy Jamesa.
-A tak. Jimmy mówił, że przyjdzie do niego jakaś dziewczyna. Chodź do kuchni. Pijesz kawę?
-Tak.- całe zawstydzenie minęło. Za to pojawił się szeroki uśmiech. Jimmy? Heh.
-To świetnie. Zaparzę mój specjał.- Wyszłam z pokoju i chciałam już iść w przeciwnym kierunku, ale odezwał się mój pęcherz.
-Przepraszam na momencik, muszę skorzystać z toalety.- i wbiegłam do łazienki.
Gdy wróciłam do kuchni, James cały był ubabrany mąką i wyrzucał coś do kosza.
-Co się stało? Jimmy?- zapytałam, a on podskoczył- Boisz się mnie?- udawałam niewiniątko.
-Nic. Po prostu spaliłem ciasto.
-W tak krótkim czasie?- zapytałam równo z jego babcią, która zalewała nam kawę.
-Za duża temperatura... - zaśmiałam się- Masz ochotę na sałatkę owocową?
-Nie za bardzo. boję się, że to też spalisz.- zaczęłam się śmiać, a potem dostałam mąką w twarz.- o nie ładnie tak!
-Śmiać się też jest nie ładnie!- wystawił mi język, a ja sypnęłam w niego... sama nie wiem czym. Czymś co było pod ręką i okazało się lepką, mazią. - Czy ty mnie właśnie obrzuciłaś miodem?
-Wygląda na to, że tak.
Bawiliśmy się tak 20 minut, aż dziadek Jamesa zawołał go, żeby mu pomógł. Wzięłam moją porcję sałatki w jedną rękę, a kawę w drugą i usiadłam na podłodze w salonie.
-Usiądź na fotelu!- rozkazała pani Maslow.
-Nie chcę pani ubrudzić.
-Och daj spokój!- wykonałam polecenie i zaczęłam się rozkoszować pysznym czarnym płynem, który zalewał przyjemnym ciepłem mój żołądek. Chwilę porozmawiałam z babcią Jamesa, aż w końcu ona powiedziała:
-Mam nadzieję, że zmienisz Jimmy'ego. On jest przy tobie taki radosny. Od 3 dni ciągle o tobie opowiada.- byłam zszokowana ta wiadomością- Wyglądacie przepięknie razem. Myślę, że będziecie razem.- miałam ochotę się zaśmiać, ale trochę nie na miejscu to było.
Gdy wrócił James udaliśmy się do jego pokoju i kończyliśmy projekt.
-No to gotowe.- podsumowałam.
-Wyszło świetnie!- objął mnie Jimmy. Nagle uśmiechnięci spojrzeliśmy sobie w oczy. On zaczął zbliżać usta do moich nie odrywając spojrzenia. Gdy był już blisko mnie gwałtownie się odsunęłam i odwróciłam.
-To nie może wyjść- powiedziałam i spojrzałam się na smutnego Maslowa.








czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 4.

-Mówiłem ci, że ładnie dziś wyglądasz?- zapytał James, gdy wychodziliśmy ze szkoły.
-Nie- odparłam sarkastycznie- Ani razu na historii, francuskim, matematyce i angielskim.- uśmiechnęłam się sztucznie.
-No to mówię ci teraz.- dodał i ruszył na lewo.
-Ej... mój dziadek mieszka tam.- wskazałam palcem na prawo.
-Może tam mieszka, ale mój samochód jest tam.- pokazał parking. Tylko westchnęłam i udałam się za nim. Stanęliśmy przed czarnym samochodem marki Bronco.
-To twoje?- zapytałam z niedowierzaniem.
-A czyje?- zaśmiał się. Usiadłam od strony pasażera  rzuciłam plecak na tylne siedzenie.
Jechaliśmy w ciszy i po chwili znaleźliśmy się pod domem. Szybko pobiegłam do drzwi i je otworzyłam.
-Już jestem!- krzyknęłam, a zaraz po mnie wszedł James.
-Dzień dobry.- uśmiechnął się do mojego opiekuna i podał mu rękę- James Maslow.
-Miło mi. Chcesz się czegoś napić chłopcze?
-Herbaty. Oczywiście jeśli to nie problem.
-Dla mojego dziadka?- parsknęłam śmiechem- On jest znany ze swoich ziół. Zielona z malinami? Ewentualnie mięta z żurawiną. Do wyboru do koloru- zaśmiałam się.
-Obojętnie. Na pewno będzie dobra.
-Dobra, chodź już.- pociągnęłam go za rękę i poszliśmy na górę. Usiadłam na łóżku i wyjęłam zeszyt z szuflady.
-Od czego zaczniemy?
-Może od wyboru tematu- podałam mu kartkę.- Fizyka. - ciarki mnie przeszły po ciele.
-Hm...Zastosowania elektromagnesów?
-Wybrałeś najkrótszy temat?- zapytałam z politowaniem.
-Eeee... może?
-Też bym tak zrobiła. Ile mamy czasu na skończenie?
-Dwa tygodnie. Na angielski 10 dni. A semestralny do 19 listopada.
-Ok. Historia USA. Możemy napisać o wojnach secesyjnych. Co ty na to?
-A ja na to, że za cholerę nie wiem co to jest. Wiec możemy to napisać. Czyli został nam semestralny z francuskiego.
-Mieszkałam przez rok we Francji.
-Serio?!- zapytał z niedowierzaniem i w tym czasie wszedł dziadek z dwoma herbatami i ciasteczkami owsianymi. Wzięłam od niego tackę i usiadłam na podłodze. Maslow zbliżył się do mnie i czekał na odpowiedź.
-Jak miałam 10 lat to tam zamieszkaliśmy. Chodziłam tam do szkoły. Uwielbiam ten język. - wróciłam wspomnieniami do tamtych lat. U boku moich rodziców, robiłam zdjęcia wieży Eiffla.
-Więc jaki robimy temat? Jesteś w tym doświadczona.
-Zabytki odpadają. Za bardzo popularne. Ciekawe miejsca też. Historia Paryża, zbyt nudna.
-A może jedzenie? Upodobania francuzów. Ich zwyczaje, kultura.
-Dobry pomysł!- poklepałam go po plecach i dorwałam się do laptopa. Zaczęłam szukać rożnych tematów.
-Może zaczniemy od angielskiego? Wiesz mamy na to mniej czasu.
-Nie najgorszy plan.- zamknęłam przeglądarkę i otworzyłam nową kartę. Maslow wstał i wziął sobie ciastko. Nie zwracając na niego uwagi szukałam różnych informacji. Nagle rozległ się zduszony okrzyk, wiec się powoli odwróciłam. James z niedowierzaniem patrzył na ramkę ze zdjęciem, które trzymał w rękach.
-Znałaś Robby'ego Ray'a!- pisnął.
-Tak. Tu uczył mnie grać na gitarze- zabrałam od niego fotografię. Uśmiechnęłam się. - Pamietam. Męczył się ze mnę pół roku ale teraz gram perfekcyjnie.
-Ale z ciebie farciarz. Sam Robby uczył cię grać na gitarze.
-I wiązać buty. I pływać. I mówić. I chodzić. Ogólnie- tata wielu rzeczy mnie nauczył.
-To był twój TATA?!- znowu pisnął.
-Nie, moja mama!
-Nie śmiej się ze mnie- uniósł ręce w geście obronnym.
-Jak byłam mała zachowywałam się inaczej. Posłuszna, uśmiechnięta, wesoła, ciekawa świata dziewczynka już dawno zniknęła. Teraz jest Miley, dziewczyna która zrobi wszystko by o niej zapomniano. Która nie chce być w centrum uwagi. Która woli trzymać się na uboczu.
-A może ta dziewczynka nie zniknęła? Może tylko drzemie, aby obudzić się w odpowiednim momencie?- popatrzyłam się na niego, a on tylko wyjął telefon i włączył "November Rain" Gansów. Zasłonił mi oczy i szeptał do ucha- Może ta dziewczynka nie zniknęła, ani nie śpi, tylko zostaął wyrzucona? Może ona domaga się powrotu. Chce wrócić i poznawać świat, bawić się, dużo śmiać. Przypomnij sobie: co ta dziewczynka uwielbiała robić?
-Była cheerleaderką.- powiedziałam od razu- dużo tańczyła i bawiła.
-Może znowu chce nią być?
-Chyba tak.- szepnęłam. Nagle on mnie puścił i stanęłam jak wryta patrząc się na niego. Nie przepadałam za jego towarzystwem. Zawsze wiedziałam kogo będę lubiła, a kogo nie.
-To co? Robimy ten projekt?- uśmiechnął się i wziął kolejne ciastko. Niezdolna do mówienia kiwnęłam głową i usiadłam na podłodze.nagle przez otwór w drzwiach weszła Tawney. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam głaskać.
-Mój kociak.- szepnęłam jej do ucha, a ona mruczała.
-Gdy mówiłaś,że masz kota, myślałem, ze starszego, a nie kociaka.
-Dziadek mi ją kupił miesiąc temu. Prosiłam go o to. Gdy wróciłam w domu czekał na mnie kotek. Prawda, że jest cudowna?- podałam moją kotkę. Z przerażeniem ją pogłaskał. Raz. I natychmiast się odsunął.
-Ej, może coś zagrasz na gitarze?- zapytał z nadzieją. Ja szybko wzięłam instrument i zaczęłam grać.- Wow- powiedział, gdy skończyłam.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się.