czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 6.

Szłam w kierunku galerii. Cały czas rozmyślając co się stało u James. On na prawdę mnie pocałował? Od 4 dni starłam się go unikać, ale niestety- dziś byłam z nim umówiona do tego cholernego McDonalda. chciał ze mną pogadać. Szczera rozmowa. Przy jedzeniu. To nie jest randka. Jakby to była randka to byś się nie zgodziła, Miley. Ale skąd to wiesz? Może on uważa, że to nie jest zwykłe spotkanie? Ale wtedy nie zabrałby się do fast-food'u.
Palnęłam się w czoło z otwartej dłoni. Kłócenie się ze sobą w myślach. Zawsze spoko. Zobaczyłam jak mój kolega czeka przed wejściem i się rozgląda. Po chwili mnie zauważył i szeroko się uśmiechnął.
-Ślicznie wyglądasz. Uważam, że dziewczyny w sukienkach wyglądają cudownie.
-Dziękuję.- zarumieniłam się i podreptałam w kierunku wejścia. Maslow dołączył do mnie i szliśmy równym tempem obok siebie.
-Gdzie najpierw idziemy?- zapytał.
-Na kawę!- szybko odpowiedziałam i podążyliśmy w lewo, w kierunku fajnej kawiarni. usiadłam na dużym, czarnym fotelu, przy ciemnobrązowym stoliku. Wnętrze miało bezowy kolor, a na nim napisy w kolorze kawy. Spojrzałam na listę.
-Poproszę szarlotkę z bitą śmietaną i cappuccino- oznajmiłam kelnerce.
-Ja to samo- uśmiechnął się do blondynki James.
Po chwili na stoliku leżały dwa talerzyki z ciastem i dwie filiżanki waniliowego napoju. Rozkoszowałam się smakiem bitej śmietany połączonej z czarnym płynem zalewającym mój żołądek. nieświadomie zaczęłam mruczeć.
-Jak kot- mruknął Maslow i wziął kolejną łyżeczkę szarlotki do buzi.
-Po prostu nie znasz uroku tego ciasta- wystawiłam mu język.
-Dobra, dobra. A teraz opowiadaj o tam masz na ręce.- złapał mnie za nadgarstek i podwinął żakiet. Odruchowo odwróciłam wzrok od wypalonej gwiazdy.
-Dlaczego ja mam zaczynać? Może ty pierwszy?- chciałam zmienić temat.
-Ale jak ja powiem to potem ty, okey?
-Okey...
-Obiecujesz?!- naciskał.
-Tak!
-Jak moi rodzice się rozstali to tata nadal kochał moją mamę. Myślał,że jak umrze to lepiej zniesie to na odległość. no, ale on najlepszy w myśleniu nie był. Wprowadziłem się do niego. Dużo pił. Bardzo. Myślałem, że alkohol nie jest zły. Że dla przyjemności nic się nie stanie, jak trochę przedawkujesz. Ale, że wrodziłem się w tatę to się pomyliłem. Chciałem iść na boisko z kolegami, więc zacząłem szukać mojego ojca, żeby go zapytać czy mogę wyjść. Wiesz, chciałem być pewien, ze Maya może zostać pod jego opieką. Poszedłem do piwnicy, bo miał tam sprzątać i zobaczyłem jego ciało...- zaczął ściszać głos, który trochę mu się już podłamał- ...wiszące na sznurze. Wypuściłem piłkę z rak i zapłakany pobiegłem na górę. Wtuliłem się w siostrzyczkę i nie miałem nawet odrobiny odwagi, żeby zadzwonić pomoc.
-Dramatyczne przeżycia- mruknęłam.- Twoja przyrodnia siostra... Maya... ona była córką twojego taty?
-Tak i jego nowej dziewczyny. Nie wzięli ślubu, a jak dowiedziała się o jego śmierci, spakowała rzeczy i wyjechała. Maya i ja zamieszkaliśmy u babci. Przez jakiś czas chodziłem do psychologa. Masakra z tym. Ta facetka była jakaś dziwna. No, ale mniejsza. Jak już ci mówiłem: wrodziłem się w ojca. Więc potem, gdy zmarła Maya to się kompletnie załamałem. Zacząłem pić i palić, nie tylko papierosy. Najpierw z innymi, w grupkach. Potem sam. Szukałem każdego możliwego sposobu, żeby znaleźć choć butelkę piwa, czy jednego papierosa. W końcu babcia z dziadkiem zauważali to wszystko. W szkole pojawiałem się pijany, narajany lub na kacu. Ewentualnie w ogóle mnie tam nie było.
-Dużo cierpiałeś.- zauważyłam.
-Niestety.- zjadł ostatni kawałek ciasta i dopił kawę. Ja już skończyłam, gdy on opowiadał. Wyjął pieniądze z portfela i położył na stoliku.
-Ile mam ci oddać?- zapytałam poważnie, ale on zaczął się śmiać.
-Chyba coś ci się w głowie poprzewracało. Nie będziesz mi oddawać.
-Po pierwsze: nie lubię, gdy ktoś mi rozkazuje. Po drugie: to nie jest randka, żebyś za mnie płacił. Po trzecie: nawet jeśli byłaby to randka, nigdy nie pozwalam chłopakom płacić za siebie.
-Ale pozwól mi być gentlemanem.- mruknął wrogo. Przez chwilę popatrzyliśmy na siebie, po czym on jak gdyby nigdy nic roześmiał się i wstał. Podążyłam za nim.-Masz ochotę jeszcze na tego Maca?- zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową. Udaliśmy się do kasy i spojrzałam na menu, udając że wybieram. Zawsze zamawiałam to samo.
-Co będziesz jadła?- zapytał James.
-2 cheeseburgery, shake waniliowy, duże frytki.- uśmiechnęłam się, po czy pospiesznie dodałam- Ale na mój własny rachunek. tu już nie płacisz.
-Nie bój się, wszystko zapamiętałem.- wystawił mi język i gestem dłoni wskazał mi miejsce gdzie mam usiąść. Czekałam ok. 30 minut i dołączył do mnie mój kolega. Od razu złapałam się za frytki.
-To teraz twoje kolej- powiedział między kęsami, jedzonej przez niego tortilli.
-No dobrze.-zamyśliłam się. Co mu mogę powiedzieć. - Po tym jak moi rodzice umarli, całe szczęście ze mnie zniknęło. Wszystko się zmieniło. Moje wspaniałe "koleżanki" zaczęły mnie pocieszać. Powiedziały, że jak do nich dołączę, to zapomnę o stracie. Ale ich gang miał zasadę. Każdy nowy członek musi rozumieć co to ból. Jedni mieli wycinani żyletkami ten znak- wskazałam na mój nadgarstek- inni przeciętą wargę. Z tym samym znakiem. A ja, chyba miałam najgorzej. Żelazo było rozpalone do wysokiej temperatury, a potem przyłożone do mojej skóry. Trzymali mi tak ok. 3 minut. Chodziłam chyba miesiąc w bandażu. Teraz została tylko blizna.-oderwałam wzrok od mojej tacki. Jego oczy były szkliste i nieobecne, usta zacisnęły się w wąską linie, a ręka z jedzeniem zamarła w połowie drogi do ust. - Hej?! Był minęło. Nie przejmuj się mną. to było na moją odpowiedzialność.
-Ale jak można tak traktować człowieka?!- zapytał z niedowierzaniem.- Ja myślałem, że to ja tyle ścierpiałem, a tu po kilku twoich słowach uważam że ja to przy tobie pikuś.
-Każdy cierpi na swój sposób. Fizyczne i duchowe, każde boli. Tylko w jednym zostają ślady wewnętrzne, a w drugim zewnętrzne.
-Dobrze, ale mów dalej. Dlaczego trafiłaś do poprawczaka?
-W końcu zdobyłam respekt w tej grupie. Dwie najstarsze dziewczyny, Megan i Alexis jakby jej przewodniczyły. Planowały napad na sklep z markową odzieżą. Chciały ukraś pieniądze. Ja stałam na czatach. Nagle rozległ się alarm i zaczęłyśmy uciekać. No ale niestety złapali nas. Najpierw powiedziałam to co tobie, tylko bardziej szczegółowo, ale potem one mi zagroziły, więc zmieniłam zeznania i mam spokój. Uwolniłam się od nich.
Maslow się zamyśli. Resztę czasu rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie. Potem odwiózł mnie do domu i pocałował w policzek. Trochę mnie to zdziwiło. Jak tylko odjechał wytarłam go ręką i wbiegłam na górę.

3 komentarze:

  1. fajny blog ;* czekam na nn i zapraszam do siebie http://dwa-serca-big-time-rush.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :*. Co jeszcze mogę napisać <3. Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczęłam czytać twój blog i mi się podoba ^ ^ Oboje mieli ciężko...oj bardzo ciężko. Ale jak na razie wszystko idzie dobrze :) I oby tak dalej :) Rozdział świetny ^ ^ Czekam nn :*

    Ps. zapraszam cię do siebie
    http://angiebtr.blogspot.com/
    http://milosc-bunt-wyrozumialosc.blogspot.com/
    http://nic-sie-nie-liczy-tylko-ty.blogspot.com/
    http://imaginy-z-big-time-rush.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń