-Dobrze. Tylko nie wracaj późno.- ucałowałam go w policzek i wyszłam przed dom. Otwierając bramę zauważyłam, że po drugiej stronie stoi samochód Maslow'a. Westchnęłam zrezygnowana. Zaczęłam iść w kierunku szkoły, a samochód ruszył. Jego właściciel uchylił szybę i zawołał:
-Smiley! Właź do środka.
-Ile razy mam ci mówić, że nie jestem Smiley?!- stanęłam i warknęłam na niego.
-Dobrze, dobrze. Nie gniewaj się. No ale wejdź już.- zrobił minę psiaka, który narobił na dywan i chce uniknąć kary. Przewróciłam oczami i wsiadłam na tylne siedzenia.- Co tak się ode mnie oddalasz?
-Bo wysiądę trochę wcześniej. Nie chcę, żeby dziewczyny truły mi dupę, że się z tobą zadaję i chcę być popularna.
-Nie przesadzaj już tak. - uśmiechnął się.
Dalszą drogę jechaliśmy w ciszy i po kilku minutach znaleźliśmy się przed szkołą. Przełknęłam ślinę i szybko wysiadłam. Pobiegłam w kierunku budynku i znalazłam swoją salę. Oto co mi może poprawić humor: francuski! Uśmiechnęłam się w duchu. Spojrzałam na gablotkę wiszącą na przeciw drzwi. Laureaci konkursów, projekty, zajęcia wyrównawcze i kółko zainteresowań... Warto się zapisać. Szybko wyjęłam długopis i namazałam jak kura pazurem w zeszycie. Gdy stałam przed plakatami, ktoś położył ręce na moim ramieniu. Podskoczyłam ze strachu. Usłyszałam śmiech mojego projektowego partnera. Odwróciłam się i zmroziłam go wzrokiem.
-Bawi cię to?- zapytałam, mimo iż on nie przestał się śmiać.
-Trochę.- mruknął. Nagle zaczął czkać i wtedy to ja się śmiałam.
Rozmawiałam z panią od francuskiego o naszym projekcie. Powiedziała, że to bardzo dobry pomysł. Lekcje minęły spokojnie. Ostatni był wf, więc zmęczona całogodzinnym bieganiem i zaliczaniem wszystkich testów usiadłam na schodach przed szkoła i zaczerpnęłam głęboki wdech. Byłam zmęczona, a w oczach miałam mroczki. Prawie usnęłam na tym betonie, aż poczułam, że ktoś mnie podnosi. Nawet nie sprawdzałam kto. Wiedziałam, że to James. Położył mnie na tylnych siedzeniach i rzucił moją torbę obok mnie.
-Śpiąca królewna.- zaśmiał się.
-No chyba ty.- wystawiłam mu język i się przeciągnęłam.- Daleko mieszkasz?
-Jakieś 30 minut drogi samochodem.- odpowiedział i spojrzał na mnie. Nagle zmarszczył brwi i spojrzał się na moje nadgarstki.Odruchowo schowałam ręce do kieszeni. Szybko odwrócił wzrok na szybę.
-Co to jest?- zapytał głosem surowego rodzica.
-A co cię to obchodzi?- odpowiedziałam pytaniem, na pytanie. On tylko pokręcił głową i posmutniał.- może ci kiedyś opowiem, ale na pewno nie teraz. - dodałam, bo było mi go trochę szkoda.
-Może wyjdziemy gdzieś razem w sobotę?
-Mam ochotę na McDonalda. Dawno nie jadłam cheeseburgerów.
-Słucham?- gwałtownie się zatrzymał na czerwonym świetle?- Czy ty chcesz się niezdrowo odżywiać?
-Coś w tym dziwnego? - zapytałam zdziwiona.
-Bo dziewczyny głównie jedzą sałatki, piją wodę mineralną i to przeważnie dziewczyny są wegetariankami. Wiesz, dbają o swoją linię, mimo iż są jak sucharki. O! Sucharki też jedzą.
-Uwierz mi. Nie należę do takich. Uwielbiam zapach mięsa i smak niezdrowego jedzenia.- na samą myśl oblizałam usta.
-To dobrze- podsumował- Bo nie lubię patyczaków.- dodał.
Resztę drogi siedzieliśmy w ciszy. Już wybierałam sobie menu na sobotę. Nagle podjechaliśmy pod biały dom z basenem. Co ja gadam: jaki dom?! To była willa.
-Wow... - mruknęłam.
-Witam w moich skromnych progach- zaśmiał się i wyszedł z auta, żeby otworzyć bramę. Ja z rozdziawioną buzią siedziałam i się nie ruszałam. On wsiadł z powrotem do auta i podjechał pod garaż. Spojrzałam do lusterka i utrzymałam z nim chwilowy kontakt wzrokowy. Miał bardzo ładne oczy. Takie kocie. Choć nie do końca.... zielono-czekoladowe. Tak, to był trafniejszy dobór słów. W tych zielono-czekoladowych oczach latały iskierki rozbawienia, a na skroniach zrobiły się małe zmarszczki. To znaczy, że się śmiał.
-I z czego rżysz?
-Z twoich włosów.- znowu się uśmiechnął, a ja odruchowo złapałam się za głowę. O kurwa. Moje włosy! Wyciągnęłam szczotkę z torebki i zaczęłam je przeczesywać, przy okazji poprawiając też usta błyszczykiem. Wysiadłam z pojazdu i udałam się pod drzwi.
-Co się tak śpieszysz?- Maslow dołączył do mnie. Otworzył drzwi i z efektownym gestem dodał- Panie przodem.
-Dziękuje.- uśmiechnęłam się sztucznie i weszłam do środka. Wow... Duży biały korytarz, z półokrągłym sklepieniem. Po bokach wisiały rodzinne zdjęcia.
-Jaki ty byłeś uroczy- miałam taki zaciesz. Sama nie wiem dlaczego. To było takie słodki. Mały James.
-A teraz nie jestem?- zapytał z miną typu kot ze Shreka.
-Nie. A kto to- dotknęłam różowej ramki, w której była fotografia Maslowa z jakąś dziewczynką.
-To ja i moja siostra przyrodnia. Ja tu miałem chyba 15 lat, a ona 4. Miała na imię Maya.
-Miała?
-Umarła niedługo potem.- łzy zebrały mi się w oczach. Zauważyłam ją jeszcze na kilku zdjęciach i poszłam dalej. - Może chcesz coś zjeść? Jestem dobrym kucharzem.
-Możesz zrobić. Gdzie jest łazienka?
-W lewo, kawałek prosto i będzie napis "James" i obok tych drzwi jest moja łazienka.
-Dzięki- udałam się w wyznaczonym kierunku. Gdy stałam już przed moim celem zobaczyłam uchylone, białe drzwi. Na nich wisiała tabliczka, o której mówił James. Nie mogłam się oprzeć i zajrzałam do środka. Było tu pełno plakatów, zdjęć, rysunków. Na półkach leżało wiele nagród. Podeszłam bliżej i zaczęłam z nich ścierać kurz. Piłka nożna. Siatkówka. Nawet taniec. Dlaczego przestał to robić? Spojrzałam na wyświetlacz jego komputera. Kilka zdjęć, gdzie odbierał nagrody. Co się stało? Może taki sam powód jak zniknęła dziewczynka z mojej duszy...
Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi i zamarłam. Powoli się odwróciłam.
-D-dzień d-dobry- wyjąkałam.
-Witam. A mogę spytać kim jesteś?
-Smiley... to znaczy Miley- zaczerwieniłam się. To była pewnie babcia Maslow'a. - Koleżanka z klasy Jamesa.
-A tak. Jimmy mówił, że przyjdzie do niego jakaś dziewczyna. Chodź do kuchni. Pijesz kawę?
-Tak.- całe zawstydzenie minęło. Za to pojawił się szeroki uśmiech. Jimmy? Heh.
-To świetnie. Zaparzę mój specjał.- Wyszłam z pokoju i chciałam już iść w przeciwnym kierunku, ale odezwał się mój pęcherz.
-Przepraszam na momencik, muszę skorzystać z toalety.- i wbiegłam do łazienki.
Gdy wróciłam do kuchni, James cały był ubabrany mąką i wyrzucał coś do kosza.
-Co się stało? Jimmy?- zapytałam, a on podskoczył- Boisz się mnie?- udawałam niewiniątko.
-Nic. Po prostu spaliłem ciasto.
-W tak krótkim czasie?- zapytałam równo z jego babcią, która zalewała nam kawę.
-Za duża temperatura... - zaśmiałam się- Masz ochotę na sałatkę owocową?
-Nie za bardzo. boję się, że to też spalisz.- zaczęłam się śmiać, a potem dostałam mąką w twarz.- o nie ładnie tak!
-Śmiać się też jest nie ładnie!- wystawił mi język, a ja sypnęłam w niego... sama nie wiem czym. Czymś co było pod ręką i okazało się lepką, mazią. - Czy ty mnie właśnie obrzuciłaś miodem?
-Wygląda na to, że tak.
Bawiliśmy się tak 20 minut, aż dziadek Jamesa zawołał go, żeby mu pomógł. Wzięłam moją porcję sałatki w jedną rękę, a kawę w drugą i usiadłam na podłodze w salonie.
-Usiądź na fotelu!- rozkazała pani Maslow.
-Nie chcę pani ubrudzić.
-Och daj spokój!- wykonałam polecenie i zaczęłam się rozkoszować pysznym czarnym płynem, który zalewał przyjemnym ciepłem mój żołądek. Chwilę porozmawiałam z babcią Jamesa, aż w końcu ona powiedziała:
-Mam nadzieję, że zmienisz Jimmy'ego. On jest przy tobie taki radosny. Od 3 dni ciągle o tobie opowiada.- byłam zszokowana ta wiadomością- Wyglądacie przepięknie razem. Myślę, że będziecie razem.- miałam ochotę się zaśmiać, ale trochę nie na miejscu to było.
Gdy wrócił James udaliśmy się do jego pokoju i kończyliśmy projekt.
-No to gotowe.- podsumowałam.
-Wyszło świetnie!- objął mnie Jimmy. Nagle uśmiechnięci spojrzeliśmy sobie w oczy. On zaczął zbliżać usta do moich nie odrywając spojrzenia. Gdy był już blisko mnie gwałtownie się odsunęłam i odwróciłam.
-To nie może wyjść- powiedziałam i spojrzałam się na smutnego Maslowa.
Świetny!! Ojciu jejciu pocałunek był tak blisko,a jednocześnie daleko, mam nadzieję,że wszystko się potem ułoży ^^. Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńułoży się w ostatnim rozdziale :P Ale w między czasie będzie niespodzianka
Usuń