wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 16.

1.Wreszcie rozdział ;) Jestem ciekawa czy ktoś to jeszcze czyta?
2.Rozdział trochę krótki, ale dalej będzie lepiej.
3.Chyba...
4.CZYTASZ=KOMENTUJESZ
******************

-Wow.-mruknął James-Jeszcze niedawno mnie nienawidziłaś...
-Ma to jakiś znaczenie?-mruknęłam.
-Troszkę...ale... dobra nieważne.- machnął ręką, a ja spojrzałam się na niego.
-Idę do łazienki.- wstałam z jego kolan i udałam się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Zamknęłam za sobą zasuwę. Oparłam ręce o umywalkę i spojrzałam w lusterko.
Dlaczego taka jestem?
Jestem bardzo powściągliwa, boję się zaufać ludziom. Jestem strasznie chamska, a on cały czas chce być przy mnie. Nie wspieram go, kiedy powinnam, a on nadal wraca i mi pomaga, mogę z nim porozmawiać. Jest przyjacielem...
Tylko ja nie wierzę w przyjaźń damsko-męską. Szczególnie, że James chciał mnie pocałować. On liczy na coś więcej, ale ja się boję...
Boję się,że kogoś skrzywdzę, że będę złym towarzystwem dla kogoś TAKIEGO. Dlaczego on ciągle do mnie wraca, mimo tego co powiedziałam? Co we mnie jest takiego, że go przyciągam? Albo co jest w nim takiego, ze nie umiem go odepchnąć jak reszty?
Chcę być jego przyjaciółką, ale nie chcę go skrzywdzi. Chcę kogoś przy kim będzie szczęśliwy.
Opłukałam twarz wodą i wróciłam do James'a. Siedział z zaciśniętymi powiekami i patrzył w telefon. Mój telefon...
-Co się stało?- zapytałam kładąc ręce na biodrach.
-Dzwonili ze szpitala..- przełknął ślinę i spojrzał na mnie- Twój dziadek tam jest.
Cały świat wywalił mi się do góry nogami. Wszystkie wspomnienia wróciły. Łzy same napłynęły do oczu. Nie mogłam się ruszyć.
-Smiley?Miley?!-James potrząsnął moimi ramionami.- Chcesz tam jechać?- zapytał patrząc w moje oczy.
Lekko kiwnęłam głową i przytuliłam się do niego. Zaczęłam szlochać. Lekko głaskał mnie po plecach. Był zdecydowanie wyższy ode mnie.
-Ubierz się, a ja cię tam zawiozę. Dobrze?- zapytał z troską w głosie. Potrząsnęłam głową i ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie zostawiłam ubrania. Na chwilę przystanęłam.
-Dziękuję.- odwróciłam się, a on szeroko się uśmiechnął. Nie mogłam zaprzeczyć: miał najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam.
Szybko założyłam na siebie to co miałam wczoraj i wróciłam o, gotowego już, Jamesa.
-W drogę?- zapytał, a ja tylko wyprzedziłam go i po chwili stałam przy jego samochodzie.
-Będzie dobrze. Będzie dobrze.- powtarzałam do siebie z nadzieją, że się nie rozpłaczę.

piątek, 29 listopada 2013

Wybaczcie!

Bardzo, ale to bardzo chciałabym przeprosić wszystkie czytelniczki.
Za wszystko.
Za rzadkie dodawania rozdziałów, czasem chamskie komentarze, grrr za wszystko. A przede wszystkim, że zawieszam bloga.
Tak, tak. Zawieszam. Prawdopodobnie do końca roku. Obiecuję, że w styczniu pojawi się super notka!
A w miedzy czasie zapraszam na blogi:
O One Direction
O Big Time Rush
Fantasty
Wasza Magda :)
heheh a to mój autograf xD

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 15.

Ten rozdział będzie trochę inny, bo z przeszłości Miley. Przepraszam za tak długa przerwę, ale zupełny brak weny :(
Nie za bardzo podoba mi się ten rozdział, ale wy oceńcie <3
A teraz zapraszam <3
***
-Wiesz, że cię kocham?- zapytał James. trochę mnie to zdziwiło- Jak siostrzyczkę. Jesteś taka drobna i martwię się o ciebie.
-Ja tez cię w taki sposób kocham. Jesteś moim starszym bratem i zależy mi na twojej opinii.
-Opowiedz mi coś więcej o sobie. Powiedz jak to było z tymi ludźmi.
fala wspomnień napełniła moją głowę. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w tors chłopaka.

Denerwujący wiatr cały czas zrzucał mój kaptur, a nieznośne krople deszczu opadały na moją twarz. Za każdym razem, gdy weszłam w kałuże do moich butów wlewały się litry wody.
Idealna pogoda na taką sytuację.
Podążałam ciemną ulicą. Nie było tu żadnych świateł.
Ludzie na ogół by się bali.
Ale nie ja.
Ja nic nie czułam.
Odkąd umarli moi rodzice wszystko było mi obojętne. Nie obchodziło mnie to, że nie mam kontaktu z moja siostrą. Ani to, że dziadek się o mnie martwi. A tym bardziej szkoła. Chodziłam do niej, miałam oceny wyższe od "F", więc spokojnie mogłam zdawać.
Teraz liczyło się to, żeby ludzie poczuli mój ból.
Ale, żebym to mogła zrobić muszę mieć sojuszników.
A żeby mieć sojuszników, trzeba się poświęcić.
Kopnęłam sztuczne liście na bok i zdjęłam plastikową osłonkę znad wejścia. Jak weszłam szybko wszystko ustawiłam na miejsce i zeskoczyłam ze stopnia na ziemię. Ruszyłam kawałek dalej i znalazłam latarkę, która zawsze leżała w tym samym miejscu. Włączyłam światło i znalazłam się przy schodach. Na dole paliło się wiele świeczek. Zbiegłam po schodach i zobaczyłam wszystkich moich "znajomych". Uśmiechnęłam się sztucznie i usiadłam między Alexis, a Megan. Wszyscy mieli na sobie czarne spodnie i bordowe koszulki. Na szyi każdego z nich wisiał łańcuszek z gwiazdą na końcu. Spojrzałam się na wielki świecznik, gdzie znajdowało się 24 podłużne świeczki i jedna największa. Przełknęłam ślinę i spojrzałam się na dziewczyny. Alexis wyjęła dłut zza ławki i przymocowała do niego metalową gwiazdę.
-Gotowa?- zapytała, a ja tylko kiwnęłam głową. Megan wzięłam od niej metalowy pręt i zaczęła rozpalać nad świeczkami.
-Trochę cię wtajemniczyliśmy w naszą historię, ale teraz usłyszysz wszystko dokładnie.
-Byle szybko, chce to mieć za sobą.- mruknęłam zniecierpliwiona.
-Każdy z nas jest tutaj z przykrego powodu. Odtrącenie, kłamstwo, problemy, uzależnienia, śmierć.... Nikt, oprócz nas tutaj zgromadzonych, nie rozumie naszego cierpienia. Wiec dlaczego my tylko mamy cierpieć? Inni też powinni poczuć jaki to ból stracić kogoś kogo się kocha. Lub coś co dla niego jest najważniejsze. Ale to tylko ból psychiczny. Najgorszy z możliwych bóli. Jeśli chcesz być jedną z nas, musisz też wiedzieć co to jest cierpienie fizyczne.- Alexis pochyliła się nade mną i spojrzała mi prosto w oczy- Teraz zostaniesz naznaczona i dzięki temu będziesz oficjalnie uznana za najbardziej cierpiącą osobę. 
-Chcę tego...
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszymy, że z nami będziesz.- powiedziała i mnie przytuliła. Była dla mnie jedynym wsparciem.Ona i Megan. Mruknęła coś do chłopaków siedzących po bokach. Nagle ktoś zawiązał mi oczy i nie widziałam już nic. Poczułam tylko ręce zaciskające się na moich nadgarstkach. 
Nie miotałam się. Nie rzucałam. Nie krzyczałam. Miałam wszystko po prostu gdzieś. 
Nagle jedna z rak przesunęła się na dłoń, a druga na ramię. Po chwili skwierczący  rozpalony metal dotknął mojej skóry wypalając bliznę na całe życie. 


-Nacierpiałaś się wiele.
-Wiem o tym.
-Co było dalej?- nie dawał za wygraną. Nadal nie mogłam spojrzeć w jego oczy.


-Już po wszystkim.- szepnęła mi Megan na ucho. Ktoś rozwiązał mi opaskę. Zaczęłam szybko mrugać oczami hamując łzy bólu i złości. Byłam na siebie wściekła, że dałam sobie to zrobić. Jakaś dziewczyna, której nadal nie pamiętałam imienia, założyła mi bandaż. Gdy skończyła  to szybko wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
-Gdzie idziesz?- zawołał ktoś za mną.
-Już po wszystkim. Jutro się spotkamy.- wskoczyłam po schodkach i doszłam do bramy. Po cichu wyszłam stamtąd i udałam się na tą uliczkę. 
Teraz zimne krople ochładzały moją twarz. Były jak kojąca maść na moje oparzenie. Woda w butach dawała poczucie ulgi i wszystko stało się takie ważne. Zrozumiałam, że potrzebuję kogoś kto mi pomoże w każdej sytuacji nie sprawiając mi bólu, ani nie wymagając niczego w zamian. 

-To było moje największe marzenie. Pokochać osobę, która zawsze mnie będzie wspierać.- skończyłam swoją opowieść.
-Tym kimś jest twój dziadek?- zapytał nie stąd, ni zowąd.
-Nie.- mruknęłam- to ty- dodałam po dłuższej chwili i mocniej go przytuliłam. 

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 14.

Przekręcałam się z boku na bok. Nie mogłam usnąć będąc w pustym pokoju. Próbowałam przytulić się do poduszki, ale to na nic.
Nagle w pokoju zrobiło się zupełnie jasno, a po kilku sekundach rozległ się dźwięk grzmotu.
No pięknie, jeszcze tylko mi burzy brakowało!
Przeraźliwie bałam się błyskawic. Kolejna jasna kreska przeszyła ciemne niebo, na które z wielkim uwielbieniem patrzyłam co noc. Gęsia skórka zaszczyciła obecnością moje ręce, a delikatne mrowienie przeszyło moje plecy wzdłuż kręgosłupa.
Ja tak nie wytrzymam!
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.Leżę tu od 20 minut, a znalazłam sobie więcej problemów niż w ciągu całego tygodnia.
Wstałam i wyjrzałam przez drzwi. Panowała tu taka błoga cisza.Wyszłam na korytarz i zajrzałam do pokoju obok. James lekko pochrapywał lżąc na boku, plecami do mnie. Pewnie nie zauważy jak się obok niego położę.
Podeszłam na palcach do jego łóżka i szybko wślizgnęłam się pod kołdrę. Nasze plecy przywierały do siebie, a mnie kamień spadł z serca. Ulga była chwilowa, bo Maslow zaraz się odwrócił i położył rękę na moim ramieniu. Wstrzymałam oddech. Po chwili usłyszałam cichy śmiech. James przygarnął mnie bliżej siebie, tak że czułam jego muskularną klatkę przez cienką, bawełnianą koszulkę.  Mimo wszystko bezpieczniej się czułam w jego gorących objęciach, niż sama w pokoju.
-Stęskniłaś się?- zapytał. Wiedziałam, że się uśmiecha.
Krople deszczu stukające w parapet i okno nadal nie dawały mi spokoju, a na dźwięk grzmotu ciarki mnie przeszły.
-Czyli jednak nie tęskniłaś tylko się bałaś.- powiedział ledwo co wstrzymując śmiech.
-Możesz śmiać się do woli, ale mnie to nie ruszy. A teraz dobranoc, pchły na noc, karaluchy do poduchy.- wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy. James położył głowę na moim ramieniu i głośno wciągnął powietrze. W głębi duszy przewróciłam oczami- Jeśli temu szybciej zaśniesz to powiem ci, że stęskniłam się za twoim zapachem. Te perfumy uzależniają.
On odsunął się na pewną odległość i spojrzał na mnie, po czym z wielkim uśmiechem na twarzy wrócił do poprzedniej pozycji.
-To wąchaj sobie ile chcesz. Mnie to nie przeszkadza.- mruknął i po chwili znowu zaczął pochrapywać.
Jeszcze razy poprawiłam się na łóżku i mocniej przywarłam do Maslow'a. Teraz błyskawice nie były tak przerażające.
****
Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Zacisnęłam mocniej powieki i okryłam się kołdrą. Ale coś tu byli nie tak...
Przecież James spał od strony okna. A na pewno był większy ode mnie i zakryłby choć trochę moją twarz przed nieznośnymi promieniami. Z niechęcią otworzyłam oczy i ujrzałam Maslowa siedzącego na fotelu.
-Może byłbyś tak miły i zasłoniłbyś roletę?
-Nie.- odpowiedział.
Siedział już w ubraniach, oparty o swoje dłonie i wpatrywał się swoimi cudownymi oczami we mnie. Trochę mnie to denerwowało, więc wstałam i lekko wkurzona podeszłam do okna.
-Tu nie ma zasłonek...- skomentowałam.
-No właśnie. A skoro wstałaś... chodź na śniadanie.- pociągnął mnie za rękę i razem poszliśmy do salonu. Na stole leżały naleśniki z syropem klonowym, sałatka owocowa, jajecznica, kawałek sernika, sok pomarańczowy i herbata.- Nie wiedziałem na co masz ochotę.- zaczął z zażenowaniem drapać się po głowie.
-Na wszystko...- powiedziała i zabrałam się do jajecznicy.- MNIAM!
-NA zdrowie.- zaśmiał się.
-Miałeś mi powiedzieć dlaczego płakałeś.- zdołałam wykrztusić między kęsami chleba razowego.
-Oh... no wiesz. Najpierw gdy cię zobaczyłem trochę się wkurzyłem. Przypomniała mi się nasza ostatnia kłótnia. Potem ty przerażona wyszłaś z tymi dziewczynami, a moje serce zaczęło szybciej bić. Bałem się, że coś ci zrobią. Wyglądały na starsze i na takie, które nie działają same. Więc tak tylko skończyła się melodia wybiegłem stamtąd przepychając się między innymi. W sercu czułem ucisk i zacząłem płakać, bo nie wiedziałem czy gdzieś daleko cię już nie zabrały. Wybiegłem i usłyszałem czyjś śmiech. No i tak cię znalazłem.
Małe chochliki zaczęły tańczyć tango z motylkami w moim brzuchu. Było to bardzo urocze. Nigdy nie wdziałam, jak ktoś się tak mną przejmował.
-Dziękuję.- odłożyłam wszystko na talerz i usiadłam mu na kolana.-Bardzo.- mocno zacisnęłam ręce na jego szyi i trwaliśmy tak przez kilka minut.

środa, 18 września 2013

Rozdział 13.

W niedzielę minął miesiąc odkąd założyłam bloga. Mam 46 komentarze (licząc z moimi) i 12 postów, a ten jest 13. Więc może chcecie jakiś bonus? Może jeden rozdział oczami Jamesa? Albo jakieś zdarzenie z przeszłości Miley? Dobra nie będę was podjudzać, same wymyślcie ^^
Dziękuję wszystkim za nominację. Dopiero pierwszy raz tak mam i się nie znam.
Zobaczcie co znalazłam!Definicja RUSHER. xDD
Lena Angeles: Jak to ze mną nie wiadomo? Masz jakiś problem :P Mój blog, moje zasady :D
Angie: Nie rób slodkich ocek bo się na nie nie nabiorę!  Mnie też Megan i Alexis wkurzają, uwierz -.-
Przepraszam, przepraszam po stokroć! Jak przeczytałam teraz rozdział 12 okazało się, że jest tam tyle błędów!!!!!!
A teraz zapraszam na rdz :*
*****
Siedziałam na betonowych płytach, które leżały tu, żeby robotnicy wykończyli chodnik. James przyniósł mi kolejną szklankę wody. Spojrzałam na swoją rękę. Wielkiej blizny nie będzie. Jeśli w ogóle jakaś będzie.
No ale nasz pan troskliwy o chwila musi oglądać mój nadgarstek.
-Lepiej już?- zapytał z troską w głosie.
-Tak.- wyrwałam rękę z jego uścisku i zaczęłam ją rozmasowywać. Zeskoczyłam stamtąd i się zachwiałam. Ledwo co mogłam stać na nogach. James mnie przytrzymał i znowu podsadził na moje miejsce. Sam zaś stanął przede mną i wpatrywał się we mnie jak matka na syna, który porządnie narozrabiał.
-Dopiero co zasłabłaś, a teraz już chcesz iść?- zapytał.
-Wejdźmy do środka, zimno tu.- próbowałam go jakoś przekonać. Było to złym pomysłem. James odruchowo ściągnął swoją kurtkę i zarzucił mi ja na ramiona.
Lekko pociągnęłam nosem i poczułam ten charakterystyczny zapach. Nie, nie perfum. Tylko jego. Każdy ma swój specyficzny zapach. Najlepiej go czuć, zaraz po wyjściu spod prysznica, gdzie się tylko opłukałeś. I teraz własnie to czułam.
A do tego ciepło. Nie tylko zewnętrzne. Ale coś w środku mojego serca, co tkwiło tam od pewnego czasu, rozpłynęło się po moim ciele. Mimo zakazu Maslowa musiałam się podnieść.
-Nie no znowu!- mruknął, ale ja mu przerwałam. Mocno się wtuliłam i przymknęłam oczy.
-Cicho siedź. Nie chcę, żebyś ty też marzł.- wytłumaczyłam. On mnie mocniej objął, aż trochę zabolało, ale nie przerywałam uścisku.- A tak w ogóle, dlaczego tu jesteś?
-Żeby cię ratować.-zaśmiał się, a ja lekko uderzyłam go w klatkę piersiową.
-Nie o to mi chodzi.- westchnęłam.- Dlaczego nie jesteś na randce?
-Ponieważ ta dziewczyna cały czas pisała SMS-y, robiła nam zdjęcia i wstawiała na różne stronki. Nie interesowało ją to co się ze mną dzieję, albo z naszą randką. To był zły pomysł.
-Na prawdę?- przygryzłam policzki, żeby nie zacząć się śmiać, choć nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który zawitał na mojej twarzy.
-Wiem, ze się uśmiechasz. Nie ukryjesz tego przede mną.-mruknął, na co ja wybuchłam cichym, ale długim śmiechem.
Jacyś ludzie przeszli obok nas i krzywo się spojrzeli.
Teraz uznałam, że wyglądamy trochę dziwnie. W mrocznym zaułku, przytulamy się i śmiejemy. Trochę jakbyśmy coś brali.
-Chodź do środka.
-Dobrze.- ujął moją dłoń i poszliśmy w kierunku klubu. Gdy światło latarni oświetliło jego twarz uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
-Piłeś?!- zatrzymałam się.
Nie była to moja sprawa, ale martwiłam się o niego. Nie chciałam, żeby znów trafił na odwyk.
-Nie...- odwrócił się.
-Kłamiesz.- stanęłam na palcach, żeby wyglądać groźniej, ale natychmiast straciłam równowagę. I znowu znalazłam się w objęciach Maslow'a.
-Nie okłamałbym cię. Nie piłem tylko płakałem...
Czy ja dobrze usłyszałam? On płakał? Wrogość od razu mi zeszła mi z twarzy i pojawiła się mina błagająca o wybaczenie.
Ale natychmiast nasunęło się pytanie "dlaczego?" .
-Powiem ci kiedy indziej...- nie dokończył. Nagle z budynku wybiegły Abby i Blanca z krzykiem na ustach. Obydwie do mnie podleciały i mocno uściskały.
-Myślałam, że coś ci się stało!- krzyknęły równo, po czym we trzy zaczęłyśmy się śmiać. Zauważyłam, że James jest trochę zakłopotany, więc je puściłam i udałam się obok Maslow'a.
-Słuchajcie ja już jadę, jak chcecie to jeszcze zostańcie.
-Ale na pewno wrócisz sama?
-Nie sama. Jedzie do mnie.- uśmiechnął się Maslow. Pocałował mnie w policzek i dodał- Czekam w samochodzie.
-Wiesz co?!- pisnęła z oburzeniem Blanca, gdy on się oddalił.- Nie mówiłaś mi nic, że jesteście razem!
-Bo nie jesteśmy!- mruknęłam i poczułam jak moje policzki robią się różowe. Blanca założyła ręce na piersi, a Abby się roześmiała.
-Leć do niego. Ja tu przypilnuje Blancy. Tylko uważajcie!- zagroziła mi palcem i popchnęła przyjaciółkę do środka. Obydwie mi pomachały, a ja zdenerwowana wsiadłam do auta.
-Co to miało być?
-No co? One cię ściskały i przytulały a znasz je od kilku dni, a aj nie mogę cię pocałować w policzek?- powiedział i spojrzał się na mnie. Błyszczały jak małe diamenciki.
Miałam mu ochotę powiedzieć, że Abby znam od dzisiaj. Co nie zmieniało faktu, że nie powinien się popisywać przed nimi.
-Wiesz, że one myślą, że chodzimy ze sobą?!
-Chodzimy na spacery.- mruknął.
-Idiota.- prychnęłam i odwróciłam głowę.-Jedź już.
Stał jeszcze przez chwilę, co zmusiło do tego, żebym się na niego spojrzała.
-Nie powiedziałaś gdzie.- wyszczerzył białe, idealne zęby w tym swoich cudownym uśmiechu.
-Niech będzie do ciebie.- wzruszyłam ramionami, a on mruknął coś w stylu "Wiedziałem". Resztę drogi słuchaliśmy muzyki.
W między czasie zadzwoniłam do dziadka, że idę do "koleżanki"  na noc i wrócę jutro.
Zaskoczyła mnie moja wypowiedź, bo Maslow nie zaproponował mi nocowania u siebie.
-Jak bardzo pragniesz zostać na noc, to możesz spać w gościnnym.  Jest obok mojego pokoju. Dziadka i babci nie ma, więc możemy obejrzeć jeszcze jakiś film.
-Jestem zmęczona.- skończyłam za niego.
Wysiadłam z auta i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku drzwi.
Nigdy nie spałam sama.
Zawsze miałam miliony pluszaków w okół siebie, w poprawczaku współlokatorkę, teraz jest ze mną Tawney. Więc jak tu usnę?
James otworzył drzwi, a ja niepewnie weszłam do środka.
-Idziesz teraz się kąpać?-zapytał zdejmując buty.
-No, ale nie mam w czym spać.-ledwo co skończyłam to zdanie, on zaciągnął mnie do siebie i otworzył szafę. Wyjął mi czarną koszulkę i szare spodenki. Potem znowu zaciągnął mnie na korytarz i otworzył wielką szafę. Na ubraniach położył zielony, milutki, bawełniany ręcznik i gąbkę, która była jeszcze w opakowaniu.
-Wiesz gdzie jest łazienka, prawda?- zapytał, a ja kiwnęłam głową- A! no i masz jeszcze żel!- odwrócił się i podał mi fioletowy żel pod prysznic o zapachu bzu.
Gdy już się wykąpałam, wyszłam z łazienki jak nowo narodzona. Po mnie wszedł James, ale nie minęło 5 minut, a sam z niej wyszedł.
Miał mokre, nie wytarte ciało. Z włosów spadały mu kropelki wody. Stopy robiły ślady na podłodze. A na sobie miał same bokserki.
-Nie będzie ci przeszkadzało jak tak będę spał?
-To twój dom.- mruknęłam.
-No i? Pytam się?
-Nie.- nie udało mi się więcej wymówić.
-Tutaj jest twoja sypialnia. Więc dobranoc!
Zdołałam jedynie pomachać i zamknęła za sobą drzwi. Wgramoliłam się pod kołdrę i mocno nia opatuliłam.
Zwariowany dzień...

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 12.

♥ Angie ♥: Tak Angie, powinnaś się leczyć. co nie zmienia faktu, że twoje komentarze mnie inspirują :P
Miley się też za bardzo nie stara, lecz trochę robi na złość i sobie i jemu. a JAMES nie jest debilem. Ani na prawdę, ani tutaj!
Lena Angeles: No napisz jak sb przypomnisz :P Ahh ten playboy!
Ehhh kochane, nie wiem czy wam mówiłam, ale będzie 76 rozdziałów + epilog. Teraz chyba będzie jeden z moich ulubionych rozdziałów :P Rozpisałam sobie wszystkie do przodu i wiem co się będzie działo dalej xDDD
Droga Angie, myślę, że tobie się będzie najbardziej podobał 27 :P If you know what I mean?
Nie mam internetu znowu ;__; a to piszę u babci.
Trochę krótki rozdział, ale bardzo ważny. I bardzo mi się podoba <3
A teraz zapraszam na rozdział :*
A i jeszcze jedno:
KUPIŁAM 24/SEVEN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
*****
-Wreszcie jesteś! Miałyśmy iść bez ciebie!- krzyknęła Blanca, a ja się krótko zaśmiałam.
-Beze mnie?! No wiecie co!
-Dobra, dobra. Nie gadaj, tylko pakuj swój tyłek do taksówki.
-A nie przedstawisz mnie swojej przyjaciółce?!- zawołałam z wyrzutem.
-jestem Abby.- Uśmiechnęła się do mnie szatynka. Mocno ją uściskałam.
-A ja Miley. Dobra jeźdźmy już, bo Blanca zaraz się wkurzy.- zaśmiałam się. Usiadłam na tylnych siedzeniach. Całą drogę śpiewałyśmy piosenki lecące w radiu, co doprowadzało kierowcę do szału. Roześmiane wysiadłyśmy z pojazdu i zeszłyśmy po schodach. Po chwili znalazłyśmy się przed drzwiami z napisem "Comedy Cellar". Jeden z najlepszych klubów w Nowym Jorku. Z uśmiechem na twarzy weszłam do środka. Udałyśmy się do szatni, dziewczyny zostawiły żakiety. Mnie trochę było zimno, ale dało się przeżyć.
-No to co? Wchodzimy?-dobiegłam do Abby i Blancy.
-No tak, a po co tu przyjechałyśmy?
Przeszłyśmy przez kolejne drzwi i znalazłyśmy do ciemnego pomieszczenia z fioletowymi światłami. Po bokach stały stoliki, a przy każdym po 4 krzesła. Na samym końcu była scena, na której stał przygotowujący się do występu DJ. Po lewej stronie barman miksował drinki, popisując się przed kilkoma dziewczynami w miniówkach. Na górze były 3 balkony, gdzie siedzieli ludzi przy jeszcze innych stolikach i palili papierosy. Nad nimi znajdowały się wielkie wentylatory.
Ludzi było od groma. Strasznie. Miałam wrażenie, że ledwo co u się mieszczę, a do tego kolejne osoby popychały mnie od tyłu.
-Idziesz?! Czy będziesz tak tu stała?!-krzyknęła Abby, a ja potrząsnęłam głową, jakbym obudziła się z transu, i podążyłam za dziewczynami do jednego ze stolików.
Po kilkunastu minutach zaczęła grać muzyka. Zatańczyłam z kilkoma chłopakami i bardzo się zmęczyłam. Usiadłam na chwilę i napiłam się soku.
-Dlaczego nie tańczysz?- podbiegła do mnie Abby i wyciągnęła pod samą scenę. Ledwo co zaczęłyśmy tańczyć muzyka nagle ucichła. Wszyscy zdziwieni spojrzeli się w kierunku DJ.
-Słuchajcie. Teraz mamy niezapowiedzianego gościa, który chciał zaśpiewać i się sprawdzić. Mam nadzieję, że wam się spodoba. James zapraszamy!- krzyknął do mikrofonu i rozległy się oklaski.
Na scenie pojawił się wysoki chłopak. Z kocimi oczami. Zielono-czekoladowymi. Uroczą grzywką, pięknym uśmiechem, zabawnym spojrzeniem i ogólnie cały był przystojny.
I przypuszczam, że nazywał się James Maslow...
James uśmiechnął się jeszcze bardziej. Przeleciał wzrokiem salę i zatrzymał się na mnie. Wtedy przestał się śmiać.
Był ubrany w to co mu wybrałam, a cały pierwszy rząd mógł czuć zapach playboya.
Teraz zamknął oczy i zaczął śpiewać. Jedną z moich ulubionych piosenek.
Miał piękny głos. Czysty, wyraźny, donośny. Cudowny. Łzy same zaczęły napływać do moich oczu. Wreszcie on też je otworzył cały czas patrząc się na mnie. Ten kontakt wzrokowy mnie trochę przerażał. On śpiewał nie dla publiczności, nie dla siebie, nie dla zabawy.
Śpiewał dla mnie.
Znaczy nie wiedział, że tu będę, więc to po prostu przypadek.
Ale jednak patrzył się w moje oczy i nawet nie mrugał. Oczy miał zaszklone, a ręce mu się trzęsły. Głos cały czas miał czysty. Świetnie sobie radził z tym kawałkiem.
-James... co ty ze mną robisz?- szepnęłam do siebie.
-Masz chłopaka i nam go nie przedstawiłaś?- usłyszałam głos przy moim uchu.
Przeraziłam się. Zamknęłam oczy i bałam się otworzyć. Dokładnie wiedziałam kto obok mnie stoi.
Megan.
A skoro jest Megan, to musi być Alexis.
-Oj M., dobrze wiesz, że nie ma naszego numeru. Zapewne nas szukała, ale nie wiedziała że się przenieśliśmy. Daj jej spokój.
Wiedziałam. Siostry się zaśmiały. Odwróciłam się do nich.
-Odwalcie się.
-Jaka niegrzeczna się zrobiła.
Rzuciłam spojrzenie w kierunku Abby i Blancy. Obie z kimś tańczyły.
Nagle został pociągnięta na dwór. Po drodze trochę potykałam, ale szłam równo. Mimo iż serce biło mi jak oszalałe, starałam się opanować.
Na dworze Alexis rzuciła mnie na murek. Ja sprytnie się o niego oparłam i wściekła zawołąłąm:
-Czego chcecie? Przecież spłaciłam dług!
-No właśnie. I dlatego chcemy cię znowu wśród nas. Miałabyś respekt u nas. Jeszcze większy niż wcześniej.
-Ale ja nie chcę do was należeć.
-Oj na przysięga coś zobowiązuje!- złapała mnie za nadgarstek, a drugą ręką wskazała na mój znak wypalony nad ręką.
-Ona dla mnie nic nie znaczy.
-To możemy zrobić nową.- Alexis mnie przytrzymała, a Megan wyjęła żyletkę z torebki.
Przełknęłam ślinę. Nawet nie próbowałam się wyrywać, wiedziałam, że będzie jeszcze bardziej bolało...
-Zostawcie ją!- usłyszałam znajomy głos i po chwili już mnie nikt nie trzymał. Zmęczona oparłam się o ścianę i zjechałam na chodzik. Położyłam się tam, cały czas z zamkniętymi oczami.
-Nic c nie jest?!
Nie odpowiedziałam, tylko mocno się w niego wtuliłam wdychając zapach jego perfum.

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 11.

Doszła jedna bohaterka. Abby Zapraszam do zobaczenia ^^
Roksana Schmidt:  Muszą, ale to nie znaczy, że będą ^^ Lubię załamywać ludzi.
Lena Angeles: Też wolę hiszpański. No mógł mógł. A co z tą randką będzie? Zobaczysz w następnym rozdziale :P
♥ Angie ♥: Hahaha twoje komentarze mnie załamują psychicznie, ale pobudzają moją wenę :P NO poszedł na randkę i co ma zrobić? Idzie i tyle :P
Alexa Maslow: Są ludzie, którym się nie podoba. I znam wielu takich ludzi.
To zapraszam :*
****
-Załóż to.- wyrzuciłam z szafy ubrania i rzuciłam je na łóżko.
Stałam w pokoju Jamesa przyglądając się jego ubraniom. Ręce miałam założone na biodra i przyglądałam się jego kolekcji.
-Okey. Coś jeszcze do tego?
-Te nieśmiertelniki.- wskazałam na dwie wiszące blaszki.- I te buty. Hmm... może jeszcze kurtkę, jakby było zimno.
-Na pewno będzie. Dobra idę się przebrać.- wszedł do łazienki i zamknął drzwi. usiadłam na łóżku.
Nie wziął nieśmiertelników. Będę musiała mu przypomnieć. Spojrzałam na dwie metalowe blaszki, na których wyryte były imiona jego rodziców i jakieś daty, po których można było się domyślić, że to dzień urodzin i śmierci.
Widać było, że bardzo ich kochał, mimo wszystko. Mimo tego co się potem stało.
Ja swoich też kochałam, szanowałam. Ale ostatnie dwa lata były jakieś... inne. Bez przerwy kłótnie, szarpaniny. Nie tylko miedzy nimi, ale także między mną  a mamą, czy tatą. Jeszcze to jak Misty wyjechała.
-I jak?- zapytał, gdy wyszedł z łazienki.
-Świetnie! Tylko czegoś zapomniałeś.- wręczyłam mu wisiorki, które od razu założył na szyję.
Chciałabym mieć takiego chłopaka.
Albo inaczej, tego chłopaka.
-Dziękuję za pomoc! Jesteś cudowna- James podszedł i mocno mnie przytulił. Automatycznie również go objęłam i wtuliłam w jego koszulkę.
-Jak ładnie pachniesz!-mruknęłam i zaczęłam go wąchać.- Playboy?
-Dokładnie. Prawda, że śliczny zapach?
-Tak, ale wcześniej go od ciebie nie czułam.
-Używam na specjalne okazje.-uśmiechnął się.
Czyli jak szliśmy do McDonalda to nie była  specjalna okazja?!
Dobra Miley ogarnij się. Najpierw wypominasz do siebie, żeby to nie była randka, a teraz co?
-Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił.
-Ja też. I cieszę się, że mi pomogłaś. I że nadal jesteś moją przyjaciółką.
-Nie przesadzaj. Może nie przyjaciółką.-mruknęłam.
-Co?-zapytał trochę zdezorientowany, ale zarazem zdenerwowany- Raz mówisz, że jesteśmy przyjaciółmi, innym razem, że kumplami. Zastanów się co mówisz i mi powiedz. Może jutro się dowiem, że jestem twoim wrogiem, albo jeszcze lepiej, ze się we mnie zakochałaś!
-A skąd wiesz, że tak nie jest?! Nie jesteś w mojej głowi, więc nie wiesz co myślę. A tym bardziej w moim sercu, żebyś dowiedział się co czuję!
Po tych słowach wybiegłam z jego pokoju, rzuciłam głośne "Do widzenia" do babci Jamesa i wybiegłam stamtąd. Udałam się w kierunku przystanku autobusowego. Długo nie musiałam czekać, żeby moja "limuzyna" przyjechała. Zapłaciłam kierowcy i usiadłam na jednym z siedzeń, obok staruszki. Łzy od razu mi poleciały.
-Hej, przestań płakać. Masz chusteczki.- powiedziała starsza pani i wyjęła z torebki małą paczuszkę chusteczek.
-Dziękuję.-wytarłam oczy.
-A teraz mów co się stało.
-No nie wiem.- nie byłam pewna, ale gdy spojrzałam w oczy  tej pani od razu wiedziałam, że mogę jej ufać- No dobrze. Jest chłopak. Na początku go za bardzo nie lubiłam, denerwował mnie i gwiazdorzył. Ale on od początku mnie wspierał, pomagał, co również było powodem tej nienawiści, bo nie lubię gdy ktoś się nade mną lituję. Ale potem lepiej go poznałam. On.. no ja... no chyba mu się podobałam, ale go spławiłam i od się pogodził i uznał nas za przyjaciół. Teraz ja sama nie wiem. Niby za nim nie przepadam, ale z drugiej strony mi się podoba.
-A może mu powiesz to co mi? Idź za głosem serca.
-raczej nie. On teraz idzie na randkę. Właśnie od niego wracam. Strasznie się pokłóciliśmy.
-To teraz mam do ciebie prośbę. ja muszę wysiadać i daję ci zadanie: zastanów się czy możesz mu zaufać. Do widzenia.
-D-do widzenia...
Staruszka wysiadła, a ja podążyłam za nią wzrokiem. Nie rozumiałam o co chodzi. czy chodzi o to, żebym zaufała sercu, które podpowiada "Tak, tak idź do niego i powiedz jak bardzo go lubisz!", czy Jamesowi, któremu powierzyłam wiele swoich spraw.
Więc odpowiem sobie na obydwa pytania.
Wysiadłam z autobusu i udałam się w kierunku domu. dziadka nie było, pojechał na comiesięczne badania kontrolne do lekarza, więc mogłam posiedzieć sama. Zamknęłam drzwi od środka i udałam się do pokoju. Spojrzałam na telefon. Zaskoczyło mnie to. 3 wiadomości od Jamesa i 5 nieodebranych połączeń.
Okay... potem je przeczytam. Teraz mam coś ważniejszego do roboty.
Usiadłam na łóżku z gitarą i zaczęłam grać. Coś co znałam od zawsze, na pamięć.
Czy mam zaufać sercu?
Nie raz zapędziło mnie w kłopoty. Gdybym tak nie cierpiała, nie spędziłbym tyle czasu w poprawczaku. Gdybym się dwa razy zastanowiła, zanim wstąpiłabym w szeregi Alexis i Megan. Teraz nie miałabym tej blizny na ręce, ani roztargnienia w głowie. Serce popełniało za dużo błędów, więc nie wolno mu ufać, ale to nie znaczy, że...
Nie mogę ufać Jamesowi?
Powiedziałam mu wiele rzeczy o sobie. Większość, której nikt nie znał. To było przełomem w moim życiu. Odważyłam się komuś to powiedzieć i spuścić kamień z serca.
Z serca, o ironio!
On też wiele o sobie opowiedział. Co sprowadza się, że mówiłam mu to z przymusu. On mnie, ja jemu. Tak jakbyśmy się wymieniali, albo jedno kupowało coś od drugiego. To było jak jakiś ciąg. Gdyby on ode mnie tego nie oczekiwał, nie poszukiwał, nie wypytywał sama bym mu nie powiedziała.
To znaczy, że nie zdobył jeszcze mojego zaufania.
Tak, to znaczy, że nie powiem mu nic. Będziemy przyjaciółmi. Tak, przyjaciółmi...
Wzięłam telefon. W obydwu wiadomościach przepraszał, że mnie obraził i chce wiedzieć dlaczego tak wybuchłam.
Poniosło mnie, miałam zły dzień. Powodzenia na randce. SMiley :) 
PS: teraz zrozumiała dlaczego SMiley. S od Starka i moje imię :D 
Teraz pisząc to kapnęłam się o co chodzi z jego zabawą słowem. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i po chwili dostałam odpowiedź:
Dziękuję. Właśnie wychodzę Smiley. 
PS: Nie o to chodziło. Po prostu uwielbiam jak się uśmiechasz <3
Padłam na łóżku, lecz po chwili dostałam kolejną wiadomość.
Czekam na ciebie z Abby. Mam nadzieję, że z nami idziesz? 
Szybko wstałam, przebrałam się i zeszłam na dół. W lusterku zobaczyłam nieogarniętą dziewczynę, wiec szybko wróciłam na górę i się uczesałam i poprawiłam makijaż.
No to jestem gotowa na zabawę!

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 10.

Pierwszy raz w życiu się spóźnię.
Nie, nie do szkoły. Na spotkanie.
Właśnie idę się spotkać z Blancą. Omówiłyśmy się na pizzę, u niej w domu. Miałam być… jakieś 40 minut temu. I  nie chodzi o to, że zapomniałam, czy za późno wyszłam.
Po prostu nie mogłam znaleźć tego bloku. Jestem już w 4 z kolei i pukam do drzwi z przyklejoną liczbą „116”, gdzie każde są na 3 lub 4 piętrze. Te głupie budynki nie były ponumerowane.
-Przepraszam, czy tu mieszka Blanca?- zapytałam.
-Przykro mi dziecko, ale nie. – odpowiedziała mi staruszka, która gdybym się uparła, mogłaby być babcią koleżanki.
Zbiegłam szybko, przeskakując co drugi schodek i ruszyłam do kolejnego bloku. Tam zawyłam ze szczęścia. Przed drzwiami stała Blanca! W podskokach podeszłam do niej i mocno uściskałam. Ona się tylko uśmiechnęła  i złapała mnie za rękę.
-Co tak długo?!
 -To nie moja wina, że nie ma numerów bloków tutaj!
-Właśnie, że twoje! Nie zauważyłaś, że zamiast na dole wszystkie mają liczby na górze. Takie wielkieeee! Pokazała rękoma ich wielkość, a potem wskazała na szczyt budynku. Na białej ścianie widniał pomalowany na złoto napis „G. Waszyngtona 6”.
-Załamałam się. – mruknęłam i od razu popędziłam na górę. Znowu na 4 piętro!
Gdy tylko dotarłyśmy do jej mieszkania trójka dzieci od razu przybiegła do nas. Jedna z dziewczynek wyglądała na 10 lat, druga na 8, chłopiec chyba miał z 12, a z pokoju było słychać płacz małego dziecka.
-Dużo was tu.
-Rodzice i nasza szóstka. Mam jeszcze dwa lata starszą siostrę. Pewnie jest u chłopaka. Mamy tu 4 sypialnie i salon. Znaczy w salonie śpią rodzice z Zack’iem.
-To ten maluch?
-Tak. A teraz chodź do mnie. Dzięki Bogu jest tylko mój! – zaciągnęła mnie na wprost wejścia i weszłyśmy do jej pokoju. Nie był jakiś wielki, ale wystarczający. Na biurku leżały dwa talerze, szklanki, zgrzewka coli i trzy pudełka pizzy. – Nie wiedziałam jaką chcesz, więc zamówiłam hawajską, wegetariańską i z kurczakiem. Nie gniewasz się?
-Spoko, więcej jedzenia! Ile mam ci oddać?
-Rozliczymy się potem. Siadaj. Gdzie wolisz- wskazała na łóżko, potem na fotel, taką jakby dużą poduchę.  Wzięłam jedno pudełko i rzuciłam się na fotel i zaczęłam jeść.
Ogólnie wieczór minął nam super. Najadłyśmy się strasznie i jeszcze dużo zostało, więc poczęstowałyśmy młodsze rodzeństwo Blancy. Jak oni się nazywali? Rebecca, Ashley i… chyba Mitchell. No mniejsza o to. W końcu po maratonie horrorów i jedzeniu usiadłyśmy na łóżku i patrzyłyśmy sobie w oczy.
-Opowiedz mi coś o sobie. – zaczęłam.
-Hmm… Mam trzy siostry i dwóch braci, lubię szary i nutellę. Jestem od ciebie rok młodsza, czego pewnie się domyśliłaś. To takie oczywiste rzeczy. A teraz konkrety. Co jeszcze mogę powiedzieć? Moja babcia jest Francuzką, dlatego tez kocham ten język. Uczyła mnie go od małego, co mi na dobre wyszło bo poznałam ciebie. Ogólnie urodziłam się w Kanadzie. Moja mama jest Kanadyjką, no a tata w połowie Europejczykiem. Mieszkała tam , w sensie w Kanadzie, przez  12 lat. Tutaj jest trochę… inaczej. Jestem trochę nieśmiała. Mam przyjaciółkę Abby, niestety wyjechała na wymianę międzyszkolną. Teraz jest w Hiszpanii, potem was zapoznam. Wraca jutro i idziemy na imprezę. No nie wiem, chyba tyle.
- To teraz ja. Uwielbiam oglądać gwiazdy. Mam starsza siostrę z którą nie rozmawiałam od ponad 3 lat.  Urodziłam się w Nowym Yorku. Lubię fioletowy i zielony. Mieszkałam przez rok we Francji, dlatego uwielbiam ten język. Chodziłam tam przez rok do szkoły. Jest tam lepie niż tutaj, ale to szczegół. Kiedyś zadałam się z niewłaściwym towarzystwem i miałam poważne konsekwencje…
-Hej nie smuć się! –powiedziała. Nie zdałam sobie sprawy, że łza poleciała mi po policzku. -  A tak w ogóle pójdziesz z nami? W sensie ze mną i Abby.
-Mogę iść. –otarłam łzy z policzka- Co teraz robimy?
-Nie wiem. Ty jesteś gościem. Wybieraj.
-Opowiadaj jak było z twoimi chłopakami.
-Miałam dwóch. Byli okropni! Z jednym chodziłam przez miesiąc, z drugim przez 4. Ale to była udręka. Cały czas opowiadali o sobie, przechwali się, wszystko wymuszali, jeśli wiesz o czym mówię. – puściła mi oko, a ja kiwnęłam głową- A teraz jestem w szczęśliwym związku. Od jakiś… 11 miesięcy. A teraz opowiadaj! Co z tobą i Jamesem?! Cała szkoła ma was na językach!
-Naprawdę? – zdziwiłam się. Wydawało mi się, że to normalna znajomość.
-Tak! Przecież wiesz, on jest byłym kapitanem drużyny w piłce nożnej. I jeszcze chodził na różne turnieje w bieganiu, typu sztafeta czy po prostu bieg na 100 metrów.
Dlaczego mi o tym nie powiedział? Niby wiedziałam o jego nagrodach, ale on się nie domyślił, że je widziałam. Dlaczego mi o tym nie powiedział? Ja mu zaufałam, powiedziałam wiele rzeczy, których nikt nie wiedział. Chociaż? Czy wszystko mu powiedziałam? On też wiele o sobie opowiedział. Może nie powinnam mu tego zarzucać?
-Ziemia do Miley! Opowiadaj!
-Och… przepraszam. Jest po prostu kolegą, z którym robię projekty. Mogę z nim pogadać. Tyle.
-Ale ty nie widziałaś jak na ciebie patrzy? Z takim uczuciem, jakby się o ciebie martwił, czy zaraz nie stanie ci się krzywda, czy będzie mógł ci pomóc. Każdy to zauważył! KAŻDY! Dlaczego nie ty?
-Skąd mam to wiedzieć? Nie patrzę w jego oczy jak prawie wszystkie dziewczyny w szkole.
-To powinnaś zacząć. On musi coś do ciebie czuć. Naprawdę nie zrobił czegoś co mogło o tym świadczyć?
-No próbował mnie pocałować. I raz to zrobił w policzek. I cały czas mówi do mnie Smiley… Podwozi mnie do szkoły, cały czas zaprasza do siebie… Pociesza mnie…
-I na taką odpowiedź liczyłam! Musiał się w tobie zakochać.
-Czyżby?
Tylko nie to. Nie chcę, żeby wszyscy jeszcze więcej o mnie mówili, rozgłaszali plotki i w ogóle wszystko! To będzie okropne. Ciekawe jak musiałabym go zniechęcić do siebie.
-Fakty same o sobie mówią. Musisz mu się P R Z Y N A J M N I E J podobać. A co z tobą? Czujesz coś do niego?
Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Z jednej strony chciałabym, żeby mnie kochał, lecz z drugiej to będzie trudne.
-Słuchaj jest już 11 w nocy, dziadek się będzie martwił. Dzięki za super wieczór. Ile mam ci oddać za pizzę?
-Dobra nie oddawaj. Chciałam z kimś posiedzieć i od razu podziękować za pomoc wtedy.
-Okay. Ja lecę. Ucałowałam ją w policzek, pożegnałam się z jej rodzicami i rodzeństwem i wybiegłam. Po drodze minęłam się z jej siostrą i na dole już zwolniłam.
Nienawidzę uciekać od problemów.
Ale teraz uniknęłam pytania, na które sama nie znałam odpowiedzi. Jeśli powiedziałabym, że nie wiem pomyślałaby że nie chce jej mówić. Jeśli powiedziałabym tak, piszczała by w niebogłosy i w pewnym momencie James też by się dowiedział. A jak bym powiedziała nie, ona by mi nie uwierzyła i zaczęła dopytywać o szczegóły, mówiłaby, że kłamię, lub żartuję.
Sama się w tym pogubiłam. Nie rozumiem tego.

Wiem tylko, że wszystko sprowadza się do tego, że on mi się podoba. 

Rozdział 9.

Haahhahaah! Mam internet!
W nagrodę dodam jeszcze dzisiaj 10, lecz skomentujcie oba, dobrze?
Roksana Schmidt: Tak był plan, żeby się pokłócili :P
Alexa Maslow: Jak każdy! haahah, ta moja skromność :P
♥ Angie ♥: Nie mów tak o babci ;( Jej będzie smutno :( Nie ważne, ze jesteś trzecia, ważne , że komentujesz <3 Każdy komentarz jest dla mnie ważny, to własnie twój przyczynił się do tego, że piszę ten rozdział (poprosiłam o min. 3 komenty :P )
Lena Angeles:Wiem, że jest głupia :P Wiesz, ze planowałam tak zrobić? Ale wtedy by znowu trafiła do poprawczaka. A wtedy nie mogłaby kolegować się z Jamesem. A TEGO NIE CHCEMY!
Daria Maslow: NO musieli się pokłócić! Właśnie piszę rozdział :P
I proszę, linki piszcie w spamie. To ostatnie kieruje do was wszystkich ;(
A teraz zapraszam na rozdział :*
***
-James.- szarpnęłam szatyna za rękaw, gdy rozległ się dzwonek na kolejną lekcję, czyli francuski.
-Co chcesz?- zapytał wrogo.
-Przepraszam.-mruknęłam-Słyszysz? Przepraszam! Byłam zdenerwowana. I ogólnie przerażona, ty uratowałeś mnie przed blizną, jak i nie gorszym, a ja cię obraziłam. Nie uważam, że jesteś taki jak inni.
-To jaki jestem?- zapytał smutno.
-Jesteś szalonym, miłym, zabawnym chłopakiem, który jest na prawdę przystojny. Nie wierzysz w stereotypy. Jesteś gentlemanem.
-Dobrze. wybaczam- mocno mnie uściskał i ruszyliśmy w kierunku sali- A ty jesteś też inna. nikt nie jest taki sam. Może tylko udawać kogoś. Ty jesteś zabawną, skromną dziewczyną, niepewną swoich uczuć. Skrytą w sobie. Nikogo nie obrażasz. No chyba, że ta osoba sobie zasłuży- ostatnie zdanie powiedział szeptem i razem weszliśmy do sali.
Usiadłam w pierwszej ławce. Czyli tam gdzie zwykle. Trochę było to nie wygodne. Nie jestem jakaś najniższa w klasie, są osoby wyższe, ale też niższe. A najdziwniejsze, co mnie zadziwiała od początku, ławki były podwójne. W innych szkołach do których chodziłam wszystkie były dla każdego osobno.
Ale te podwójne ławki dawały mi możliwość bliższego siedzenia, co przy czym idzie również go lepiej poznać.
Stop, Miley stop. Ogarnij się. Jak go poznasz to się w nim zakochasz. Już teraz ci się podoba...
CO JA GADAM?!  Odbija mi totalnie. Lepiej  by było, gdybym go nie znała. Wtedy wszystko poszłoby lżej...
-No to moi kochani, kto chciałby się zapisać na koło zainteresowań z języka francuskiego? zapytała, drobna kobieta, czyli nasza nauczycielka. Podniosłam rękę i podałam swoje nazwisko.-Przyjdziesz dzisiaj?
-Dobrze, będę.
***(Po zajęciach)
Właśnie wychodziłam z sali. To kółko przeminęło bardzo przyjemnie. Podążyłam w kierunku swojej szafki, lecz po drodze zauważyłam jak kilku chłopaków zabiera jakiejś dziewczynie torebkę i ją rzuca miedzy sobą.
-Zostawcie ją!- rzuciłam swój plecak i podbiegłam do niej. Z jednym zaczęłam się szarpać i wyrwałam torbę z jego rąk, po czym obaj dostali w twarz.- Nie fajnie jest komuś dokuczać, a teraz wynocha!
-Dziękuję...-mruknęła cicho dziewczyna, gdy tamci odbiegli. rzuciłam jej uśmiech i podeszłam do swoich rzeczy, chciałam iść dalej.- Jestem Blanca. Chodzimy razem na koło francuskiego.
-Naprawdę?- zatrzymałam się.- Ja jestem Miley.- wróciłam się i podałam jej rękę.
-Może podziękuję ci za pomoc i zaproszę do siebie za piątek?
-Dobrze, nie ma problemu. Masz mój numer, wyślij mi sms'a z adresem.
-Dobrze nie ma sprawy.- schowała karteczkę do plecaka i wyszła ze szkoły.
Wróciłam do szafki i schowałam potrzebne mi zeszyty do plecaka. Zauważyłam, że telefon mi migał.
Ktoś do mnie napisał. A tym ktosiem był James.
Potrzebuję rady. W sobotę idę na randkę i potrzebuję kobiecej rady. Wpadniesz do mnie?
Zmroziło mnie. Trochę się poczułam niekomfortowo.
ok
Zdołałam wystukać na klawiaturze i ze łzami w oczach wróciłam do domu.

sobota, 7 września 2013

Informacja

Hej Kochane! Pewnie się zastanawiacie dlaczego nie ma rozdziałów,otóż w domu mam remont i wiecie jak jest. Przez to piszę u koleżanki ;). Rozdział powinien być w weekend. Trzymajcie się :).