niedziela, 8 września 2013

Rozdział 10.

Pierwszy raz w życiu się spóźnię.
Nie, nie do szkoły. Na spotkanie.
Właśnie idę się spotkać z Blancą. Omówiłyśmy się na pizzę, u niej w domu. Miałam być… jakieś 40 minut temu. I  nie chodzi o to, że zapomniałam, czy za późno wyszłam.
Po prostu nie mogłam znaleźć tego bloku. Jestem już w 4 z kolei i pukam do drzwi z przyklejoną liczbą „116”, gdzie każde są na 3 lub 4 piętrze. Te głupie budynki nie były ponumerowane.
-Przepraszam, czy tu mieszka Blanca?- zapytałam.
-Przykro mi dziecko, ale nie. – odpowiedziała mi staruszka, która gdybym się uparła, mogłaby być babcią koleżanki.
Zbiegłam szybko, przeskakując co drugi schodek i ruszyłam do kolejnego bloku. Tam zawyłam ze szczęścia. Przed drzwiami stała Blanca! W podskokach podeszłam do niej i mocno uściskałam. Ona się tylko uśmiechnęła  i złapała mnie za rękę.
-Co tak długo?!
 -To nie moja wina, że nie ma numerów bloków tutaj!
-Właśnie, że twoje! Nie zauważyłaś, że zamiast na dole wszystkie mają liczby na górze. Takie wielkieeee! Pokazała rękoma ich wielkość, a potem wskazała na szczyt budynku. Na białej ścianie widniał pomalowany na złoto napis „G. Waszyngtona 6”.
-Załamałam się. – mruknęłam i od razu popędziłam na górę. Znowu na 4 piętro!
Gdy tylko dotarłyśmy do jej mieszkania trójka dzieci od razu przybiegła do nas. Jedna z dziewczynek wyglądała na 10 lat, druga na 8, chłopiec chyba miał z 12, a z pokoju było słychać płacz małego dziecka.
-Dużo was tu.
-Rodzice i nasza szóstka. Mam jeszcze dwa lata starszą siostrę. Pewnie jest u chłopaka. Mamy tu 4 sypialnie i salon. Znaczy w salonie śpią rodzice z Zack’iem.
-To ten maluch?
-Tak. A teraz chodź do mnie. Dzięki Bogu jest tylko mój! – zaciągnęła mnie na wprost wejścia i weszłyśmy do jej pokoju. Nie był jakiś wielki, ale wystarczający. Na biurku leżały dwa talerze, szklanki, zgrzewka coli i trzy pudełka pizzy. – Nie wiedziałam jaką chcesz, więc zamówiłam hawajską, wegetariańską i z kurczakiem. Nie gniewasz się?
-Spoko, więcej jedzenia! Ile mam ci oddać?
-Rozliczymy się potem. Siadaj. Gdzie wolisz- wskazała na łóżko, potem na fotel, taką jakby dużą poduchę.  Wzięłam jedno pudełko i rzuciłam się na fotel i zaczęłam jeść.
Ogólnie wieczór minął nam super. Najadłyśmy się strasznie i jeszcze dużo zostało, więc poczęstowałyśmy młodsze rodzeństwo Blancy. Jak oni się nazywali? Rebecca, Ashley i… chyba Mitchell. No mniejsza o to. W końcu po maratonie horrorów i jedzeniu usiadłyśmy na łóżku i patrzyłyśmy sobie w oczy.
-Opowiedz mi coś o sobie. – zaczęłam.
-Hmm… Mam trzy siostry i dwóch braci, lubię szary i nutellę. Jestem od ciebie rok młodsza, czego pewnie się domyśliłaś. To takie oczywiste rzeczy. A teraz konkrety. Co jeszcze mogę powiedzieć? Moja babcia jest Francuzką, dlatego tez kocham ten język. Uczyła mnie go od małego, co mi na dobre wyszło bo poznałam ciebie. Ogólnie urodziłam się w Kanadzie. Moja mama jest Kanadyjką, no a tata w połowie Europejczykiem. Mieszkała tam , w sensie w Kanadzie, przez  12 lat. Tutaj jest trochę… inaczej. Jestem trochę nieśmiała. Mam przyjaciółkę Abby, niestety wyjechała na wymianę międzyszkolną. Teraz jest w Hiszpanii, potem was zapoznam. Wraca jutro i idziemy na imprezę. No nie wiem, chyba tyle.
- To teraz ja. Uwielbiam oglądać gwiazdy. Mam starsza siostrę z którą nie rozmawiałam od ponad 3 lat.  Urodziłam się w Nowym Yorku. Lubię fioletowy i zielony. Mieszkałam przez rok we Francji, dlatego uwielbiam ten język. Chodziłam tam przez rok do szkoły. Jest tam lepie niż tutaj, ale to szczegół. Kiedyś zadałam się z niewłaściwym towarzystwem i miałam poważne konsekwencje…
-Hej nie smuć się! –powiedziała. Nie zdałam sobie sprawy, że łza poleciała mi po policzku. -  A tak w ogóle pójdziesz z nami? W sensie ze mną i Abby.
-Mogę iść. –otarłam łzy z policzka- Co teraz robimy?
-Nie wiem. Ty jesteś gościem. Wybieraj.
-Opowiadaj jak było z twoimi chłopakami.
-Miałam dwóch. Byli okropni! Z jednym chodziłam przez miesiąc, z drugim przez 4. Ale to była udręka. Cały czas opowiadali o sobie, przechwali się, wszystko wymuszali, jeśli wiesz o czym mówię. – puściła mi oko, a ja kiwnęłam głową- A teraz jestem w szczęśliwym związku. Od jakiś… 11 miesięcy. A teraz opowiadaj! Co z tobą i Jamesem?! Cała szkoła ma was na językach!
-Naprawdę? – zdziwiłam się. Wydawało mi się, że to normalna znajomość.
-Tak! Przecież wiesz, on jest byłym kapitanem drużyny w piłce nożnej. I jeszcze chodził na różne turnieje w bieganiu, typu sztafeta czy po prostu bieg na 100 metrów.
Dlaczego mi o tym nie powiedział? Niby wiedziałam o jego nagrodach, ale on się nie domyślił, że je widziałam. Dlaczego mi o tym nie powiedział? Ja mu zaufałam, powiedziałam wiele rzeczy, których nikt nie wiedział. Chociaż? Czy wszystko mu powiedziałam? On też wiele o sobie opowiedział. Może nie powinnam mu tego zarzucać?
-Ziemia do Miley! Opowiadaj!
-Och… przepraszam. Jest po prostu kolegą, z którym robię projekty. Mogę z nim pogadać. Tyle.
-Ale ty nie widziałaś jak na ciebie patrzy? Z takim uczuciem, jakby się o ciebie martwił, czy zaraz nie stanie ci się krzywda, czy będzie mógł ci pomóc. Każdy to zauważył! KAŻDY! Dlaczego nie ty?
-Skąd mam to wiedzieć? Nie patrzę w jego oczy jak prawie wszystkie dziewczyny w szkole.
-To powinnaś zacząć. On musi coś do ciebie czuć. Naprawdę nie zrobił czegoś co mogło o tym świadczyć?
-No próbował mnie pocałować. I raz to zrobił w policzek. I cały czas mówi do mnie Smiley… Podwozi mnie do szkoły, cały czas zaprasza do siebie… Pociesza mnie…
-I na taką odpowiedź liczyłam! Musiał się w tobie zakochać.
-Czyżby?
Tylko nie to. Nie chcę, żeby wszyscy jeszcze więcej o mnie mówili, rozgłaszali plotki i w ogóle wszystko! To będzie okropne. Ciekawe jak musiałabym go zniechęcić do siebie.
-Fakty same o sobie mówią. Musisz mu się P R Z Y N A J M N I E J podobać. A co z tobą? Czujesz coś do niego?
Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Z jednej strony chciałabym, żeby mnie kochał, lecz z drugiej to będzie trudne.
-Słuchaj jest już 11 w nocy, dziadek się będzie martwił. Dzięki za super wieczór. Ile mam ci oddać za pizzę?
-Dobra nie oddawaj. Chciałam z kimś posiedzieć i od razu podziękować za pomoc wtedy.
-Okay. Ja lecę. Ucałowałam ją w policzek, pożegnałam się z jej rodzicami i rodzeństwem i wybiegłam. Po drodze minęłam się z jej siostrą i na dole już zwolniłam.
Nienawidzę uciekać od problemów.
Ale teraz uniknęłam pytania, na które sama nie znałam odpowiedzi. Jeśli powiedziałabym, że nie wiem pomyślałaby że nie chce jej mówić. Jeśli powiedziałabym tak, piszczała by w niebogłosy i w pewnym momencie James też by się dowiedział. A jak bym powiedziała nie, ona by mi nie uwierzyła i zaczęła dopytywać o szczegóły, mówiłaby, że kłamię, lub żartuję.
Sama się w tym pogubiłam. Nie rozumiem tego.

Wiem tylko, że wszystko sprowadza się do tego, że on mi się podoba. 

4 komentarze:

  1. TAK!! *.* PODOBA JEJ SIĘ JAMES!! *.* Omomomomomom *.* No to Kurde niech idzie i niech mówi mu to!! Przecież to widać, że Jamesowi obojętna nie jest :D Co tu jeszcze...hm...ZNOWU JESTEM PIERWSZA!! *.* YEAH!! ^.^ Rozdział ZARĄBISTY ^ ^ Czekam nn KTÓRY MA BYĆ SZYBKO!! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie zeszło na pogaduchy o Jamesie :*. Cóż się dziwić :*. Wyspowiadała się Blance jeśli mogę to tak nazwać ^^. Bomba czekam na nn <3. A tak w ogóle to co z tą randką Jamesa?

    OdpowiedzUsuń
  3. Oni muszą być razem ♥♥♥ Rozdział zaczepisty tak jak zresztą każdy :D Czekam na next'a

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak w ogóle James może się nie podobać ?! Przeciez to ciacho takie *.*
    I w ogóle już straciłam nadzieję że nie dodasz rozdziałów , a tu niespodzianka wchodzę na Twojego bloga i aż 2 nowe :D czekan z niecierpliwością na następny :^**

    OdpowiedzUsuń