czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 4.

-Mówiłem ci, że ładnie dziś wyglądasz?- zapytał James, gdy wychodziliśmy ze szkoły.
-Nie- odparłam sarkastycznie- Ani razu na historii, francuskim, matematyce i angielskim.- uśmiechnęłam się sztucznie.
-No to mówię ci teraz.- dodał i ruszył na lewo.
-Ej... mój dziadek mieszka tam.- wskazałam palcem na prawo.
-Może tam mieszka, ale mój samochód jest tam.- pokazał parking. Tylko westchnęłam i udałam się za nim. Stanęliśmy przed czarnym samochodem marki Bronco.
-To twoje?- zapytałam z niedowierzaniem.
-A czyje?- zaśmiał się. Usiadłam od strony pasażera  rzuciłam plecak na tylne siedzenie.
Jechaliśmy w ciszy i po chwili znaleźliśmy się pod domem. Szybko pobiegłam do drzwi i je otworzyłam.
-Już jestem!- krzyknęłam, a zaraz po mnie wszedł James.
-Dzień dobry.- uśmiechnął się do mojego opiekuna i podał mu rękę- James Maslow.
-Miło mi. Chcesz się czegoś napić chłopcze?
-Herbaty. Oczywiście jeśli to nie problem.
-Dla mojego dziadka?- parsknęłam śmiechem- On jest znany ze swoich ziół. Zielona z malinami? Ewentualnie mięta z żurawiną. Do wyboru do koloru- zaśmiałam się.
-Obojętnie. Na pewno będzie dobra.
-Dobra, chodź już.- pociągnęłam go za rękę i poszliśmy na górę. Usiadłam na łóżku i wyjęłam zeszyt z szuflady.
-Od czego zaczniemy?
-Może od wyboru tematu- podałam mu kartkę.- Fizyka. - ciarki mnie przeszły po ciele.
-Hm...Zastosowania elektromagnesów?
-Wybrałeś najkrótszy temat?- zapytałam z politowaniem.
-Eeee... może?
-Też bym tak zrobiła. Ile mamy czasu na skończenie?
-Dwa tygodnie. Na angielski 10 dni. A semestralny do 19 listopada.
-Ok. Historia USA. Możemy napisać o wojnach secesyjnych. Co ty na to?
-A ja na to, że za cholerę nie wiem co to jest. Wiec możemy to napisać. Czyli został nam semestralny z francuskiego.
-Mieszkałam przez rok we Francji.
-Serio?!- zapytał z niedowierzaniem i w tym czasie wszedł dziadek z dwoma herbatami i ciasteczkami owsianymi. Wzięłam od niego tackę i usiadłam na podłodze. Maslow zbliżył się do mnie i czekał na odpowiedź.
-Jak miałam 10 lat to tam zamieszkaliśmy. Chodziłam tam do szkoły. Uwielbiam ten język. - wróciłam wspomnieniami do tamtych lat. U boku moich rodziców, robiłam zdjęcia wieży Eiffla.
-Więc jaki robimy temat? Jesteś w tym doświadczona.
-Zabytki odpadają. Za bardzo popularne. Ciekawe miejsca też. Historia Paryża, zbyt nudna.
-A może jedzenie? Upodobania francuzów. Ich zwyczaje, kultura.
-Dobry pomysł!- poklepałam go po plecach i dorwałam się do laptopa. Zaczęłam szukać rożnych tematów.
-Może zaczniemy od angielskiego? Wiesz mamy na to mniej czasu.
-Nie najgorszy plan.- zamknęłam przeglądarkę i otworzyłam nową kartę. Maslow wstał i wziął sobie ciastko. Nie zwracając na niego uwagi szukałam różnych informacji. Nagle rozległ się zduszony okrzyk, wiec się powoli odwróciłam. James z niedowierzaniem patrzył na ramkę ze zdjęciem, które trzymał w rękach.
-Znałaś Robby'ego Ray'a!- pisnął.
-Tak. Tu uczył mnie grać na gitarze- zabrałam od niego fotografię. Uśmiechnęłam się. - Pamietam. Męczył się ze mnę pół roku ale teraz gram perfekcyjnie.
-Ale z ciebie farciarz. Sam Robby uczył cię grać na gitarze.
-I wiązać buty. I pływać. I mówić. I chodzić. Ogólnie- tata wielu rzeczy mnie nauczył.
-To był twój TATA?!- znowu pisnął.
-Nie, moja mama!
-Nie śmiej się ze mnie- uniósł ręce w geście obronnym.
-Jak byłam mała zachowywałam się inaczej. Posłuszna, uśmiechnięta, wesoła, ciekawa świata dziewczynka już dawno zniknęła. Teraz jest Miley, dziewczyna która zrobi wszystko by o niej zapomniano. Która nie chce być w centrum uwagi. Która woli trzymać się na uboczu.
-A może ta dziewczynka nie zniknęła? Może tylko drzemie, aby obudzić się w odpowiednim momencie?- popatrzyłam się na niego, a on tylko wyjął telefon i włączył "November Rain" Gansów. Zasłonił mi oczy i szeptał do ucha- Może ta dziewczynka nie zniknęła, ani nie śpi, tylko zostaął wyrzucona? Może ona domaga się powrotu. Chce wrócić i poznawać świat, bawić się, dużo śmiać. Przypomnij sobie: co ta dziewczynka uwielbiała robić?
-Była cheerleaderką.- powiedziałam od razu- dużo tańczyła i bawiła.
-Może znowu chce nią być?
-Chyba tak.- szepnęłam. Nagle on mnie puścił i stanęłam jak wryta patrząc się na niego. Nie przepadałam za jego towarzystwem. Zawsze wiedziałam kogo będę lubiła, a kogo nie.
-To co? Robimy ten projekt?- uśmiechnął się i wziął kolejne ciastko. Niezdolna do mówienia kiwnęłam głową i usiadłam na podłodze.nagle przez otwór w drzwiach weszła Tawney. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam głaskać.
-Mój kociak.- szepnęłam jej do ucha, a ona mruczała.
-Gdy mówiłaś,że masz kota, myślałem, ze starszego, a nie kociaka.
-Dziadek mi ją kupił miesiąc temu. Prosiłam go o to. Gdy wróciłam w domu czekał na mnie kotek. Prawda, że jest cudowna?- podałam moją kotkę. Z przerażeniem ją pogłaskał. Raz. I natychmiast się odsunął.
-Ej, może coś zagrasz na gitarze?- zapytał z nadzieją. Ja szybko wzięłam instrument i zaczęłam grać.- Wow- powiedział, gdy skończyłam.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się.























3 komentarze: