poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 1.

-Miley. Możesz już wyjść.- zawołała strażniczka pod moim pokojem. Pani Harrison była jedną fajną osobą, bez niej nie wytrzymałabym tutaj.- Twoje rzeczy są już w domu twojego dziadka.
-A co ze mną?-zapytałam wychodząc z pomieszczenia.
-Ty do szkoły!- zaśmiała się i wręczyła mi plecak. Ucałowałam ją w policzek i poszłam w kierunku wyjścia W pewnym momencie odwróciłam się i zawołałam:
-Nogę odzyskać komórkę?
-Przez ponad rok leżała w moim biurku, gdy ty używałaś telefonu stacjonarnego. Ty nadal o niej pamiętasz?
-No oczywiście!- uśmiechnęłam się. Zapewne ostatni raz w obecności kogoś innego niż dziadek.
Pierwszy dzień szkoły. Oczywiście bez całego września, kiedy tam nie chodziłam. Trochę byłam zdenerwowana- nie wiem jak tam na mnie zareagują...
Całą drogę wspominałam  swoich rodziców. Nie ma ich ze mną 3 lata. Jak byłam mała zawsze chodziliśmy na basen. Zjeżdżałam z rury i pływałam pod wodą. Codziennie budziłam mamę o piątej rano i chodziłyśmy do piekarni po bułeczki czosnkowe. Ten zapach do tej pory pozostał w moich nozdrzach. Zawsze w moje urodziny i dzień dziecka jeździliśmy do Disneylandu. Kochałam zabawę w parku. Jak większość małych dziewczynek uwielbiałam huśtawki. Zawsze marzyłam, żeby mieć blond włosy jak moja mama i na 11 urodziny dostałam perukę, a wieku 14 lat rodzice zgodzili się, żebym się przefarbowała. Lecz kolor szybko zszedł i znowu miałam brązowe włosy.
Nagle znalazłam się pod budynkiem szkoły. Raz kozie śmierć...
Weszłam do środka. Cały hałas i gwar ucichł. Wszystkie pary oczu skierowały się na mnie. Każdy odsunął się w kierunku ściany i na środku korytarza zrobiła się"alejka". Nabrałam powietrza w płuca i gwałtownie je wypuściłam. Przeszłam i udałam się do sekretariatu odebrać mój plan lekcji. Pierwsza godzina wychowawcza. Ugh!
Pod salą stała grupa ludzi. to znaczy nastolatków. Dziewczyny szeptały i wskazywały palcem na mnie. Od razu spojrzałam po sobie. wyglądam ładnie. Więc o co może im chodzić?
Rozległ się dzwonek, a z klasy wyszedł mężczyzna po trzydziestce. Gestem ręki zawołał uczniów, aby weszli do środka. Od razu usiadłam w ostatniej ławce, żeby nie zwracać na siebie uwagi. To chyba jedyna szkoła, w której widzę podwójne ławki. Mam nadzieję, że ze mną nikt nie usiądzie.
-Witam was. Jak minął weekend? Wiecie już, że w klasie mamy dwie nowe osoby?- zapytał nasz wychowawca.
Zaraz... co? Dwóch nowych uczniów? Ciekawe kto jeszcze się zjawi.
Nagle do klasy wpadł zdyszany chłopak. Miał długie włosy, ale nie aż tak jak metale. Policzki były różowe od zmęczenia, a oczy zielone, w których błyskały ogniki rozbawienia.
-Przepraszam za spóźnienie.- powiedział po chwili i spojrzał się po klasie. Spostrzegł mnie i wysłał promienny uśmiech. Ja tylko zwróciłam oczami i zobaczyłam, że wszystkie dziewczyny wpatrują się w niego jakby był jakimś bóstwem. Usiadł w pierwszej ławce, która jako jedyna była wolna.
-Dobrze. To był James Maslow, nasz nowy uczeń. A druga uczennica to Miley Stark. Jest Mily?- podniosłam rękę do góry- Och. Dobrze. Zapraszam do pierwszej ławki. usiądziesz z Jamesem.
Co?! Kurde. będę siedziała z bóstwem nastolatek. Z niechęcią podniosłam się z ławki i klapnęłam na krześle przed biurkiem wychowawcy.
-Zostaniecie po lekcji to wam pokaże to co musicie nadrobić. Większość rzeczy trzeba robić w parach, a inni albo skończyli albo mają już partnera, wiec jesteście na siebie skazani.
Dobre słowa profesorku.
-Smiley.- mruknął mi na ucho James.- Będę tak cię nazywał.
-Nie. Mów. Tak. Do. Mnie. - mruknęłam wściekła i miałam ochotę mu coś zrobić, ale na przerwano.
-Dobrze. James opowiedz nam coś o sobie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz